dziennikarze wędrowni




archiwum




 wydanie: lipiec, 2002    publicystyka    strona główna  




 Wojna to pokój

  arundhati roy


 Gdy w niedzielę, siódmego października 2001, nad Afganistanem zaczął zapadać zmrok, rząd USA, wspierany przez Międzynarodową Koalicję Przeciw Terroryzmowi (nowy, posłuszny surogat Organizacji Narodów Zjednoczonych), rozpoczął powietrzny atak na ten kraj. Stacje telewizyjne pokazywały komputerowo animowane obrazki rakiet Cruise, bombowców Stealth, Tomahawk, "przeciwbunkrowców" i bomb Mark-82-High-Drag.1 Na całym świecie mali chłopcy przypatrywali się temu z szeroko otwartymi oczami i przestawali na ten czas dopominać się o nowe video-games.

 ONZ, zredukowane do bezskutecznego skrótu, nie zostało nawet poproszone o udzielenie mandatu uprawniającego do rozpoczęcia ataku powietrznego. (Jak pewnego razu zauważyła Madeleine Albright, USA działają "multilateralnie, gdy możemy, i unilateralnie, gdy musimy".)2 "Dowody" przeciw terrorystom pokazywano sobie w obrębie "Koalicji", wśród przyjaciół. Po spotkaniu ogłoszono, że to, czy "dowody" te utrzymałyby się jako takie przed sądem, nie odgrywa żadnej roli.3 W ten oto beztroski sposób stulecia jurysdykcji zostały w okamgnieniu obrócone w niwecz.

 Nic nie może usprawiedliwić, ani uprawomocnić terrorystycznego zamachu, obojętnie czy dokonają go religijni fundamentaliści, nieregularne oddziały obywatelskie, narodowy ruch oporu - czy też uznany rząd jakiegoś państwa, pod płaszczykiem wojny odwetowej. Bombardowanie Afganistanu nie jest rewanżem za Nowy Jork i Waszyngton. Jest ono jeszcze jednym terrorystycznym aktem wobec ludzi tego świata. Każda niewinna osoba, która zostanie zabita, musi zostać doliczona do przerażającej liczby zamordowanych w Nowym Jorku i Waszyngtonie, a nie zostać rzuconą na szalę przeciwwagi.

 Lud rzadko wygrywa wojny, rządy rzadko je przegrywają. Ludzie tracą życie, zaś rządy zmieniają skórę i regenerują się niczym łeb Hydry. Używają flag, aby najpierw owijać nimi szczelnie ludzkie mózgi i zadusić ich rozum, a potem, aby jako uroczyste całuny rozwinąć je na ich okaleczonych martwych ciałach. Po obu stronach, w Afganistanie jak i w Ameryce, ludność cywilna jest zakładnikiem swoich własnych rządów oraz ich działań. Choć sami tego nieraz nie wiedzą, ludzie obu krajów dzielą wspólny los: Muszą żyć w zasięgu fenomenu ślepego i nieprzewidywalnego terroru. Każdemu ładunkowi bomb zrzuconych na Afganistan, odpowiada w Ameryce eskalacja masowej histerii z powodu wąglika, uprowadzeń i innych terrorystycznych działań.

 Nie istnieje żadna łatwa droga mogąca wyprowadzić z tego stale powiększającego się bagna terroryzmu i brutalności, zagrażającego dzisiejszemu światu. Nadszedł dla ludzkiego rodu czas, aby wstrzymać oddech i zanurzyć się w źródle kolektywnej mądrości, historycznej i dzisiejszej. To, co wydrzyło się 11 września, odmieniło nasz świat na zawsze. Wolność, postęp, dobrobyt, technika, wojna - pojęcia te nabrały nowego znaczenia. Rządy wszystkich krajów muszą tę transformację zrozumieć i przystąpić do realizacji swych zadań z odpowiednią dozą uczciwości i pokory. Niestety do dzisiaj nie widać u przywódców Międzynarodowej Koalicji jakiegokolwiek śladu podobnej refleksji. Tak samo u Talibów.

 Gdy prezydent Bush ogłosił naloty powietrzne, powiedział: "Jesteśmy narodem pokojowym." Ulubiony ambasador Ameryki, Tony Blair, (jednocześnie premier Wielkiej Brytanii) powtarzał za nim echem: "Jesteśmy ludźmi pokoju."4

 Teraz już wiemy. Swinie to konie. Dziewczęta to chłopcy. Wojna to pokój.

 Kilka dni później prezydent Bush podczas przemówienia w kwaterze głównej FBI powiedział: "To jest nasze powołanie. Powołanie Stanów Zjednoczonych Ameryki. Najbardziej wolnego narodu świata. Narodu, który opiera się na fundamentalnych wartościach, który odrzuca nienawiść, odrzuca przemoc, morderstwa i zło. Nie ustąpimy."5

 Oto lista krajów, przeciw którym od czasów II wojny światowej Ameryka prowadziła wojnę, które bombardowała, albo w których była co najmniej zamieszana w wojenne działania: Chiny (1945-1946, 1950-1953), Korea (1950-1953), Gwatemala (1954, 1967-1969) Indonezja (1958), Kuba (1959-1960), Kongo Belgijskie (1964), Peru (1965), Laos (1964-1973), Wietnam (1961-1973), Kambodża (1969-1970), Grenada (1983), Libia (1986), El Salvador (lata osiemdziesiąte), Nikaragua (lata osiemdziesiąte), Panama (1989), Irak (1991-1999), Bośnia (1995), Sudan (1998), Jugosławia ( 1999). I teraz Afganistan.

 Na pewno nie ustąpi - ten Najbardziej Wolny naród świata. Lecz przecież o jaką wolność tutaj chodzi? Wewnątrz własnych granic: wolność słowa, wolność religii, wolność myśli; wolność artystycznego wyrazu, przyzwyczajeń kulinarnych, upodobań seksualnych (no, do pewnych granic) i wiele innych, wszystko przykładnie i pięknie. Poza własnymi granicami: wolność dominacji, upokarzania i ujarzmiania - zazwyczaj w imię tej prawdziwej religii Ameryki, "wolnego rynku". Gdy więc rząd USA chrzci jakąś wojnę mianem "Operacja Bezgraniczna Sprawiedliwość" albo "Operacja Trwała Wolność", my w krajach Trzeciego Swiata odczuwamy coś więcej niż lekki strach. Ponieważ wiemy, że Bezgraniczna Sprawiedliwość dla jednych oznacza Bezgraniczną Niesprawiedliwość dla innych. A Trwała Wolność dla jednych jest Trwałym Jarzmem dla drugich.

 Międzynarodowa Koalicja Przeciw Terroryzmowi jest przede wszystkim intrygą najbogatszych państw. One to produkują i sprzedają prawie wszystką broń tego świata, one to dysponują największymi zasobami chemicznej, biologicznej i nuklearnej broni masowej zagłady. One to prowadziły większość wszystkich wojen i one odpowiedzialne są za większość czystek i mordów etnicznych, podbojów i naruszeń praw człowieka w nowoczesnej historii, to one wspomagały, zbroiły i finansowały niezliczonych dyktatorów i despotów; one to oddawały niemal boską cześć kultowi wojen i przemocy. Przy wszystkich swych ohydnych czynach Talibowie nie sięgają im nawet do pępka.

  Talibowie powstali w przykrej konsekwencji Zimnej Wojny, w rozpadającym się tyglu pełnym gruzu, heroiny i lądowych min. Ich najstarsi przywódcy mają niewiele ponad czterdzieści lat. Wielu z nich jest zeszpeconych i kalekich, często bez oka lub bez ręki albo nogi. Wyrośli oni w zdeformowanej i wyniszczonej przez wojnę społeczności. W ciągu ostatnich dwudziestu lat do Afganistanu napłynęła ze Związku Radzieckiego i z USA broń i amunicja o wartości 45 miliardów dolarów.6

 Najnowsze rodzaje broni były jedynymi odpryskami nowoczesności, które przeniknęły do tego średniowiecznego jeszcze w swym wnętrzu społeczeństwa. Dorastający wtedy chłopcy - wielu spośród nich sieroty - za zabawki mieli karabiny; nigdy nie zaznali ani poczucia bezpieczeństwa i rodzinnego ciepła, ani towarzystwa kobiet. Dzisiaj, już jako dorośli ludzie i władcy, Talibowie biją kobiety, kamieniują je, gwałcą i maltretują, wydaje się, że nie wiedzą, do czego mogłyby się one im jeszcze nadać. Wieloletnia wojna odebrała im łagodność, zahartowała przeciw łaskawości i współczuciu. Tańczą do bijących rytmów spadających wokół nich niczym deszcz bomb. Obecnie okrucieństwo ich obraca się przeciw własnemu narodowi.

 Przy całym należnym prezydentowi Bushowi respekcie: Ludzie tego świata nie muszą wybierać między Talibami a rządem USA. Wszystko co piękne w ludzkiej cywilizacji - nasza sztuka, nasza muzyka, nasza literatura - znajduje się poza tymi dwoma fundamentalistycznymi, ideologicznymi biegunami. Szansa na to, że wszyscy ludzie na świecie staną się średnio-klasowymi konsumentami jest tak samo niewielka jak ta, że wszyscy wyznawać będą tę samą religię.

 Nie chodzi tu więc tak bardzo o Dobro przeciw Złu albo o Islam przeciw Chrześcijaństwu, jak o przestrzeń. O to, jak umieścić pod jednym dachem tyle różnic, jak wyhamować pęd ku hegemonii - ku hegemonii każdego rodzaju, ekonomicznej, militarnej, językowej, religijnej lub kulturowej. Od każdego ekologa można dowiedzieć się jak niebezpieczne i wrażliwe są monokultury. Swiatowa hegemonia jest jak rząd bez zdrowej opozycji. Stanie się ona formą dyktatury. Trochę tak, jak gdyby świat włożono do plastikowej torebki i nie pozwolono mu oddychać. Taka torebka musi ulec w końcu rozdarciu.

 W ciągu trwającego więcej niż dwadzieścia lat konfliktu poprzedzającego obecną wojnę, życie utraciło półtora miliona Afgańczyków.7 Ich kraj zamieniony został w gruzowisko, teraz gruz ten ma zostać zmielony na pył. W drugim dniu nalotów US-amerykańscy piloci powrócili do swych baz nie zrzuciwszy przydzielonego im ładunku bomb.8 Według jednego z pilotów Afganistan nie jest "terytorium bogatym w cele".9 Donald Rumsfeld, minister obrony USA, został zapytany podczas jednej z konferencji prasowych w Pentagonie, czy Ameryka wybiegła poza obszar celów. "Po pierwsze uderzymy w te cele po raz drugi," powiedział, "a po drugie to nie my wybiegliśmy poza strefę celów, to Afganistan..." Wywołało to w sali konferencyjnej salwę śmiechu.10

 W trzecim dniu nalotów ministerstwo obrony USA hełpiło się, że "zapanowano nad obszarem powietrznym Afganistanu".11 (Czy chciano przez to powiedzieć, że zniszczono oba - czy było ich może aż 16? - afgańskie samoloty?)

 Na lądzie Sojusz Północny - stary wróg Talibów i tym sposobem najnowszy przyjaciel Międzynarodowej Koalicji - rozwija ofensywę na Kabul. (Dla archiwistów należałoby tutaj dodać, że czyny Sojuszu Północnego nieszczególnie różnią się od postępowania Talibów. Ale póki co, ten drobny szczegół, ponieważ niewygodny, pomijany jest milczeniem.)12 Powszechnie znany, umiarkowany, "zasługujący na akceptację" przywódca Sojuszu, Ahmad Szah Masud, zginął na początku września podczas dokonanego na niego samobójczego zamachu.13 Reszta Sojuszu Północnego jest kruchą konfederacją brutalnych warlords, ekskomunistów i niezłomnych kleryków. Luźna grupa przeróżnych etnicznych frakcji, z których niektóre zaznały w przeszłości rozkoszy sprawowania w Afganistanie władzy.

 Do czasu amerykańskich nalotów Sojusz Północny kontrolował około pięciu procent Afganistanu. Dzisiaj, przy pomocy Koalicji i "wsparcia z powietrza", zdolny jest on obalić rządy Talibów.14 Tymczasem talibscy żołnierze, uzmysławiając sobie nieuchronnie zbliżającą się klęskę, przechodzą na stronę Sojuszu. Walczące oddziały zajmują się zmianą stron i mundurów. Jednak przy tak cynicznym przedsięwzięciu jak to, nie ma to żadnego szczególnego znaczenia. Miłość to nienawiść, północ to południe, pokój to wojna.

 Mocarstwa światowe mówią o "ustanowieniu reprezentatywnego rządu". Albo też o przywróceniu królestwa Afganistanu i osadzeniu na tronie, żyjącego od 1973 roku na emigracji w Rzymie, 89 letniego byłego króla, Zahera Szaha15 Tak oto toczy się ta gra - najpierw: Wspomagajcie Saddama Husajna, później: Odsuńcie się od niego; najpierw: Finansujcie Mudżahedinów, później: Niechaj wasze bomby rozszarpią ich na strzępy; teraz więc: Osadźcie na tronie Zahera Szaha i odczekajcie czy będzie grzecznym chłopcem. (Czy można "ustanowić" reprezentatywny rząd? Czy można zgłosić zamówienie na demokrację - z podwójnym serem i Japaleno-Chili?)

 Pomału przenikają do nas relacje o ofiarach wśród ludności cywilnej, o pustoszejących miastach, bo Afgańczycy podążają ku, zamkniętym w międzyczasie, granicom swego kraju.16 Ważne trasy przelotowe zostały wysadzone w powietrze albo zablokowane. Ci, którzy byli w Afganistanie przez dłuższy czas zatrudnieni, mówią, że już na początku listopada nie będą mogły dotrzeć do milionów Afgańczyków (7,5 miliona według ONZ), którym w zimowych miesiącach grozi śmierć głodowa, żadne transporty żywnościowe.17 Mówią oni, że w ciągu najbliższych dni poprzedzających nadejście zimy można toczyć wojnę, albo spróbować dostarczyć głodującym ludziom żywność. Ale nie jedno i drugie.

 Jako gest humanitaryzmu rząd USA zrzucił na początku bombardowań 37 tysięcy doraźnych racji żywnościowych. Łącznie planuje się zrzucenie więcej niż 500 tysięcy takich paczuszek. Jednak także to oznacza tylko jednorazowe pożywienie dla 500 tysięcy z kilkunastu milionów ludzi potrzebujących natychmiastowej pomocy. Wpółpracownicy różnych organizacji charytatywnych przeklinają takie postępowanie jako cyniczne i niebezpieczne działania propagandowe. Mówią, że racje żywnościowe z powietrza są gorzej niż daremne. Po pierwsze dlatego, że owe paczuszki nigdy nie lądują tam, gdzie są naprawdę konieczne, po drugie zaś, co gorsze, ponieważ wszyscy, którzy pędzą aby je zbierać, rozrywani zostają przez lądowe miny.18 Tragiczny bieg po jałmużnę.

 Jak by nie było owe doraźne paczuszki doczekały się własnej sesji zdjęciowej. Ich zawartość została zaprezentowana w wielu gazetach. Zywność zawarta w żółtych, przyozdobionych amerykańską flagą paczuszkach była wegetariańska, jak mogliśmy się dowiedzieć, odpowiednio do islamskich reguł żywieniowych (!). Znajdowały się tam: Ryż, masło orzechowe, sałtka fasolowa, dżem truskawkowy, rodzynki, płaski chleb, jabłkowo-zbożowy batonik, przyprawy, zapałki, plastikowe sztućce, serwetka i ilustrowana instrukcja korzystania.19

 Po okresie trzyletniej suszy lotniczy prowiant zrzucany z nieba wysoko w Dżalalabad! Poziom kulturowej głupoty, brak zrozumienia tego, co naprawdę znaczy kilkumiesięczny głód i gorzkie ubóstwo, próba wykorzystania przez rząd USA skrajnej nędzy w celu upiększenia własnego wizerunku, nie dają się ująć w słowa.

 Spróbujmy ten scenariusz odwrócić. Wyobraźcie sobie, że rząd Talibów bombardowałby Nowy Jork i wciąż powtarzał przy tym, że ich prawdziwym celem jest rząd USA i jego polityka. I przyjmijmy, w czasie przerw w nalotach Talibowie zrzuciliby kilka tysięcy paczuszek z nan i kebabem, nadzianymi na małe patyczki z afgańską flagą. Czy dobrzy ludzie z Nowego Jorku znaleźliby w sobie tyle siły, aby przebaczyć afgańskiemu rządowi? Nawet jeśli byliby głodni, nawet jeśli tego jedzenia bardzo by potrzebowali i nawet gdyby je jedli, jak mogliby taką obrazę zapomnieć, takie poniżenie? Burmistrz Nowego Jorku Rudolph Giuliani odesłał prezent pewnego saudyjskiego księcia w wysokości 10 milionów dolarów, ponieważ dołączona była do niego niewielka przyjacielska porada, dotycząca amerykańskiej polityki bliskowschodniej.20 Czy duma jest luksusem przysługującym tylko bogatym?

 Taka złość, daleka od wyeliminowania terroryzmu, jest raczej tym, co go kreuje. Nienawiść i odwet nie wrócą już do puszki, gdy raz zostaną z niej wypuszczone. Za każdego "terrorystę", za każdego "pomocnika", który zostanie zabity, zabitych zostaną setki niewinnych ludzi. A na miejsce stu niewinnych, którzy musieli zginąć, pojawi się prawdopodobnie kilku przyszłych terrorystów.

 Czym wszystko to się skończy?

 Zapomnijcie na chwilę retorykę i zastanówcie się, że przecież świat nie zna dotąd żadnej rozsądnej definicji "terroryzmu". Kto dla jednego jest terrorystą, jest dla innego najczęściej bojownikiem o wolność. Sednem tej kwestii jest globalna, głęboka ambiwalencja wobec przemocy. Jeśli przemoc zostanie raz uznana za prawowity instrument polityki, to moralność i polityczna akceptacja terrorystów (powstańcy, bojownicy o wolność) staną się obszarem spornym i bezdrożnym.

 Również rząd USA finansował, zbroił oraz ukrywał licznych rebeliantów i powstańców na całym świecie. CIA i pakistański ISI trenowały i zbroiły mudżahedinów, którzy, z punktu widzenia rządu w okupowanym przez Sowietów w latach osiemdziesiątych Afganistanie, byli terrorystami; w tym samym czasie były prezydent, Ronald Reagen, pozował z mudżahedinami do grupowego portretu i nazywał ich moralnym ekwiwalentem ojców-założycieli Ameryki.21

 Pakistan, amerykański sojusznik w tej nowej wojnie, popiera dzisiaj powstańców przekraczających granicę i udających się do indyjskiego Kaszmiru. Pakistan sławi ich jako "bojowników o wolność". Indie nazywają ich "terrorystami". Ze swej strony Indie piętnują kraje, które popierają i wspomagają terroryzm, lecz przecież indyjska armia trenowała w przeszłości separatystycznych rebeliantów tamilijskich, którzy domagali się utworzenia własnego państwa na terrytorium Sri Lanki - LTTE ponosi odpowiedzialność za dokonanie niezliczonych krwawych zamachów terrorystycznych. (Tak, jak CIA odwróciło się od Talibów, gdy odegrali oni już swoją rolę, tak też Indie z różnych politycznych powodów nieoczekiwanie pokazały plecy tamilijskim rebeliantom. To właśnie rozzłoszczona tamilijska samobójczyni dokonała w 1991 roku morderczego zamachu na byłego premiera Indii Rajiva Gandhiego.)

 Rządy i politycy muszą w końcu zrozumieć, że manipulowanie potężnymi ludzkimi uczuciami ślepego gniewu, w celu osiągnięcia krótkowzrocznych celów, może przynieść krótkotrwałe korzyści, ale też że podobne działania nieuchronnie niosą ze sobą katastrofalne następstwa. Rozpalanie i eksploatacja religijnych uczuć w związku z ich polityczną przydatnością, jest najbardziej niebezpiecznym legatem, jaki rządy i politycy mogą narodom pozostawić - również swoim własnym. Ludzie, którzy żyją w roztrzęsionym religijną albo komunalną bigoterią społeczeństwie, wiedzą, że każdy religijny tekst - od biblii do baghawadgity - może zostać podważony i fałszywie interpretowany, tak, aby można nim było usprawiedliwić wszystko, od wojny atomowej, poprzez mordy etniczne, aż do korporacyjnej globalizacji.

 Nie znaczy to, że terroryści, którzy 11 września dopuścili się zbrodni, nie powinni być ścigani i pociągnięci do odpowiedzialności. Muszą - jak najbardziej. Czy jednak wojna jest najlepszym sposobem, aby ich schwytać? Czy podpalając stóg siana, odnajdziemy igłę? Czy może podsyci to tylko gniew i uczyni z tego świata piekło dla nas wszystkich? Ile osób można w końcu wyśledzić, ile kont bankowych zamrozić, ile rozmów podsłuchać, ile elektronicznej poczty wyłapać, ile listów otworzyć, do ilu telefonów się podłączyć? Już przed 11 września CIA zebrało więcej informacji, niż w ciągu jednego ludzkiego życia można przeanalizować. (Czasami zbyt wiele danych może nawet bardziej jeszcze utrudnić pracę służb informacyjnych - nic dziwnego, że amerykańskim satelitom wywiadowczym umknęły przygotowania do indyjskich testów atomowych w roku 1998.) Już tylko sam rozmiar tej kontroli czyni z niej logistyczną, etyczną i prawną zmorę. Ona to odbierze nam w końcu wszystek rozum. A wolność - owo jakże cenne dobro - stanie się jej pierwszą ofiarą. Już teraz jest ona ciężko ranna i zagrożona krwotokiem.

 Rządy na całym świecie wykorzystują panującą paranoję do promowania własnych interesów. Wszystkiemu, co tylko w nieprzewidywalnych politycznych siłach jest możliwe, daje się upust. W Indiach, na przykład, członkowie "All India Peoples Resistance Forum" siedzą w więzieniu, ponieważ rozdawali w Delhi antywojenne i anty-US-amerykańskie pamflety. Nawet drukarz tych polemicznych pism został aresztowany.22 Prawicowo ukierunkowany rząd (który jednocześnie chroni takie ekstremistyczne hinduistyczne grupy jak "Vishwa Hindu Parishad" i "Bajrang Dal") zdelegalizował "Student Islamistic Movement of India" i usiłował odnowić ustawę antyterrorystyczną, która została zniesiona, gdy Komisja do Praw Człowieka ogłosiła, że jest ona częściej nadużywana, niż prawidłowo stosowana.23 Miliony obywateli Indii są muzułmanami. Jaka korzyść wynika ze spychania ich na margines?

 W każdym dniu trwającej wojny opływają świat fanatyczne emocje. Międzynarodowa prasa ma niewielki dostęp, albo nie ma go wcale, na obszary, na których prowadzone są walki. Oficjalne media, szczególnie amerykańskie, położyły się na plecy i z ochotą pozwalają pędzlować sobie brzuchy mapkami prasowymi wysokich oficerów i urzędników państwowych. Afgańskie stacje radiowe uległy zniszczeniu podczas bombardowań. Talibowie już zawsze odnosili się do prasy z głęboką nieufnością. W wojnie propagandowej nie ma miejsca na oszacowanie liczby śmiertelnych ofiar i spowodowanych zniszczeń. Bez miarodajnych informacji mnożą się pogłoski.

 Jeśli przyłożycie w tej części świata ucho do ziemi, usłyszycie bicie w bębny, śmiertelne uderzenia przewalającego się oburzenia. Proszę, proszę przerwijcie tę wojnę teraz! Wystarczająco dużo ludzi straciło już życie. Inteligentne rakiety nie są inteligentne dostatecznie. Wysadzą one w powietrze wielkie magazyny tłumionej furii.

  Prezydent Bush puszył się niedawno, że oczywiście bez sensu jest " strzelać rakietą wartości dwóch milionów dolarów do pustego namiotu albo w tyłek wielbłąda ".24 Prezydent Bush powinien wiedzieć, że w Afganistanie nie ma celów, które warte byłyby ceny jego rakiet. Może powinien on zbudować kilka tańszych modeli przeznaczonych do niszczenia tańszych celów i tańszych ludzi w ubogich krajach świata, choćby miało to służyć jedynie wyrównaniu budżetu. To jednak, patrząc z punktu widzenia biznesu, wydałoby się pewnie mało rozsądne producentom broni w krajach Koalicji. Na przykład Carlyle Group uznałaby takie posunięcie raczej za zupełnie nierozsądne - ze swymi dwunastoma miliardami dolarów określana jest ona przez Industry Standard jako "jeden z największych prywatnych funduszy inwestycyjnych na świecie".25 Carlyle inwestuje w sektorze obronnym i zarabia na konfliktach zbrojnych oraz handlu bronią.

  Carlyle prowadzony jest przez mężczyzn z nieskazitelnymi referencjami. Były amerykański minister obrony Frank Carlucci jest przewodniczącym Carlyle i równocześnie głównym dyrektorem. (W college'u dzielił on pokój z Donaldem Rumsfeldem.) Inne ważne funkcje spełniają w Carlyle były amerykański minister spraw zagranicznych James S. Baker III, George Soros i Fred Malek (szef kampanii wyborczej George'a Busha seniora). W pewnej amerykańskiej gazecie - Baltimore Chronicle and Sentinel - czytamy, że były prezydent George Bush senior szuka rzekomo na azjatyckich rynkach inwestorów dla Carlyle Group. I podobno otrzymuje on niemałe sumy pieniędzy za "prezentacje" dla potencjalnych klientów rządowych.26 No cóż - jak to się mówi - wszystko zostaje w rodzinie.

 No i jest jeszcze ta druga gałąź tradycyjnego biznesu rodzinnego, ropa naftowa. Nie zapominajcie, że obaj, prezydent George Bush i wiceprezydent Dick Cheney, zawdzięczają swój majątek przemysłowi naftowemu. Tylko Turkmenistan, graniczący na północnym zachodzie z Afganistanem, dysponuje trzecim co do wielkości na świecie złożem gazu ziemnego i szacunkową rezerwą sześciu miliardów baryłek ropy naftowej. Wystarczy, uważają eksperci, aby pokryć amerykańskie zapotrzebowanie na energię na następnych trzydzieści lat (albo jakiegoś kraju rozwijającego się - na kilka stuleci).27 Ameryka traktowała ropę naftową zawsze jako kwestię bezpieczeństwa, i zabiegała o nią wszelkimi środkami, jakie uznawała za konieczne. Tylko nieliczni z nas wątpią, że amerykańska obecność militarna w Zatoce Perskiej mniej ma współnego z troską o prawa człowieka, niż ze strategicznym zainteresowaniem ropą.

 Ropa i gaz z Regionu Kaspijskiego płyną obecnie w kierunku północnym, ku rynkom europejskim. Geograficznie i politycznie Iran i Rosja stanowią duże przeszkody dla amerykańskich interesów. W 1998 roku Dick Cheney - wówczas szef firmy Halliburton - powiedział jednemu z wpływowych players przemysłu naftowego: "Nie przypominam sobie, aby kiedykolwiek jakiś region stał się dla nas tak nagle strategicznie ważny, jak kaspijski. Mogłoby się wydać, że sposobność ta zrodziła się w ciągu jednej nocy."28 Jakże to prawdziwe.

 Od kilku już lat pewien amerykański gigant naftowy, Unocal, pertraktuje z Talibami na temat budowy rurociągu, mającego przebiegać przez Afganistan do Pakistanu, i dalej do Morza Arabskiego. Unocal nosi się z nadzieją uzyskania dostępu do lukratywnych "Emerging Markets" w południowej i południowo-wschodniej Azji. W grudniu 1997 delegacja Talibów udała się do Ameryki, w Houston spotkali się oni nawet z urzędnikami Departamentu Stanu oraz kierownictwem Unocal.29

 Wtedy, inaczej niż dzisiaj, ani upodobania Talibów do publiczych egzekucji, ani ich sposób traktowania afgańskich kobiet, nie uchodziły za zbrodnie przeciw ludzkości. W czasie kolejnych sześciu miesięcy setki rozgniewanych amerykańskich ugrupowań feministycznych wywierały duży nacisk na rząd Clintona. Ich wysiłki zakończyły się sukcesem i doprowadziły do zerwania pertraktacji handlowych z Talibami. Ale oto nadchodzi dla amerykańskiego przemysłu naftowego wielka szansa.

 Przemysł zbrojny, naftowy i wielkie konglomeraty medialne w USA, a nawet sama polityka zagraniczna, kontrolowane są przez te same kartele. Dlatego też nie należy raczej oczekiwać, że dyskusja na temat karabinów, ropy i układów obronnych traktowana będzie w mediach poważnie. Tak czy inaczej gadanina o "wojnie cywilizacji", czy o "dobrym i złym" nieomylnie trafia do wyobraźni głęboko zatroskanych, skonfudowanych ludzi, których duma została właśnie zraniona, których bliscy i ukochani zostali zamordowani, których gniew jest świeży i ostry. Gniew ten jest cynicznie podtrzymywany przez rzeczników rządu, jak gdyby chodziło o codzienną dawkę witamin albo środków antydepresyjnych. To regularnie podawane lekarstwo gwarantuje, że Ameryka pozostaje nadal zagadką, jaką już zawsze była - godny uwagi wyspiarski lud, administrowany przez chorobliwie wtrącający się w nie swoje sprawy, zawiły rząd.

 A co z resztą z nas? Co z nami, ogłuszonymi odbiorcami dzikich ataków, o których wiemy, że są absurdalną propagandą? Co z nami, codziennymi konsumentami kłamstw i brutalności, które posmarowane orzechowym masłem i truskawkową marmoladą przenikają z powietrza do naszych umysłów, zupełnie jak te żółte paczuszki z doraźnym prowiantem? Winniśmy odwrócić wzrok w inną stronę i łykać, bo jesteśmy głodni, czy zastygając w bezruchu winniśmy tak długo oglądać ten odgrywający się w Afganistanie ponury teatr, aż zaczniemy się kolektywnie dławić i jednym głosem wyrzucimy z siebie, że mamy już dość?

 Podczas gdy pierwszy rok nowego milenium spiesznie zmierza ku końcowi, zdziwieni pytamy - czyżbyśmy zaprzepaścili prawo do marzeń?

 Czy kiedykolwiek będziemy mogli wyobrazić sobie znowu piękno? Czy kiedykolwiek będziemy znowu potrafili przypatrywać się w słońcu powolnemu, zdumionemu mrugnięciu powieki nowonarodzonego Gekona, albo cichutko odpowiedzieć świstakowi, który szepnął nam właśnie coś do ucha - i nie myśleć przy tym ani o World Trade Center, ani o Afganistanie?





Tłumaczenie z angielskiego: dziennikarze wędrowni




 Esej "War is peace" ukazał się po raz pierwszy w Outlook Magazine,
 India, 29 października 2001


 © arundhati roy 2001







Przypisy


   1 Por. Alexander Nicoll, "US Warplanes Can Attack at All Times, Says Forces Chief", Financial Times (London), 10. October 2001, S. 2.

   2 Por. Noam Chomsky, "US Iraq Policy: Motives and Consequences", in Iraq Under Siege: The Deadly Impact of Sanctiones and War, London 2000, S 54.

   3 Por. Michael Slackman, "Terrorism Case Illustrates Difficulty of Drawing Tangible Ties to Al Qaeda" Los Angeles Times, 22. September 2001. S. A1.

   4 "Bush's Remarks on US Military Strikes on Afghanistan", New York Times, 8. October 2001, S. B6.; Ellen Hale, "'To Safeguard Peace, We Have to Fight' Blair Emphasizes to Britons", USA Today, 8. October 2001, S. 6A.

   5 George W. Bush, "Remarks by President George W. Bush at an Anti-Terrorism Event", Washington, D. C., Federal News Service, 10. October 2001.

   6 Por. Tom Pelton; "A Graveyard for Many Armies", Baltimore Sun, 18. September 2001, S. 2A.

   7 Por. Dave Newbart, "Nowhere to Go But Up", Chicago Sun-Times, 18. September 2001, S. 10.

   8 Por. Edward Epstein, "US Seizes Skies Over Afghanistan", San Francisco Chronicle, 10. October 2001, S. A1.

   9 Por. Steven Mufson, "For Bush's Veteran Team, What Lessons to Apply?", Washington Post, 15. September 2001, S. A5.

   10 Donald H. Rumsfeld, "Defence Departament Special Briefing Re: Update on US Military Campaign in Afghanistan", Arlington, Virginia, Federal News Service, 9. October 2001.

   11 Edward Epstein, op. cit.

   12 Human Rights Watch, "Military Assistance to the Afghanistan Opposition", Human Rights Watch Backgrounder, October. 2001. Por. też Gregg Zoroya, "Northern Alliance has Bloody Past, Critics Warn", USA Today, 12. October 2001, S. 1A.

   13 Por. David Rhode, "Visit to Town Where 2 Linked to bin Laden Killed Afghan Rebel", New York Times, 26. Sebtember 2001, S. B4.

   14 Por. Zahid Hussain und Stephen Farrell, "Tribal Chiefs See Chance to Be Rid of Taliban", The Times (London), 2. October 2001.

   15 Por. Alan Cowel, "Afghan King Is Courted and Says, ' I Am Ready'", New York Times, 26. September 2001 S. A4.

   16 Por. Said Mohammad Azam; "Civilian Toll Mounts as Bush Signals Switch to Ground Assault", AFP, 19. October 2001; Indira A. R. Lakshmanan, "UN's Peaceful Mission Loses 4 to War", Boston Globe, 10. October 2001, S. A1.; Steven Lee Myers und Thom Shanker, "Pilots Told to Fire at Will in Some Zones", New York Times, 17. October 2001, S. B2.

   17 Por. Dokumenty i relacje ONZ zebrane w Center for Economic and Social Rights, "Afghanistan Fact Sheet#: Key Human Vulnerabilities".

   18 Por. David Rising, "US Military Defends Its Food Drops in Afghanistan from Criticism by Aid Organisation", Associated Press, 10. October 2001; Luke Harding, "Taliban Say Locals Burn Food Parcels", Guardian (London), 11 October 2001, S. 9.; Tyler Marshall und Megan Garvey, "Relief Efforts Trumped by Air War", Los Angeles Times, 17. October 2001, S. A1.

   19 Martin Merzer and Jonathan S. Landay, Knight Ridder News Service, "Second Phase of Strikes Begins", Milwaukee Journal Sentinel, 10. October 2001, S. 1A.

   20 Jeniffer Steinhauer, "Citing Comments on Attack, Giuliani Rejects Saudi's Gift", New York Times, 12. October 2001, S. B13.

   21 Por. Robert Pear, "Arming Afghan Guerrillas: A Huge Effort Led by US", New York Times, 18. April 1988, S. A1. Por. też Steve Coll, "Anatomy of a Victory: CIA's Covert Afghan War; $2 Billion Program Reversed Tide for Rebels", Washington Post, 19 July 1992, S. A1.; Steve Coll, "In CIA´s Covert Afghan War, Where to Draw the Line Was Key", Washington Post, 20. July 1992, S. A1.; Tim Weiner, "Blowback From the Afghan Battlefield", New York Times, 13. March 1994, S. 6: 53.

   22 Por. "Voices of Dissent and Police Action", The Hindu, 13. October 2001.

   23 "Vajpayee Gets Thought, Says No Compromise with Terrorism", Economic Times of India, 15. October 2001.

   24 Howard Fineman, "A President Finds His True Voice", Newsweek, 24. September 2001, S. 50.

   25 Aaron Pressman, "Former FCC Head Follows the Money", The Industry Standard.com, 2. Mai 2001.

   26 Alice Cherbonnier, "Republican-Controlled Carlyle Group Poses Serious Ethical Questions for Bush Presidents, but Baltimore Sun Ignores It", Baltimore Chronicle and Sentinel. Por. też Leslie Wayne, "Elder Bush in Big GOP Cast Toiling for Top Equity Firm", New York Times, 5. March 2001, S. A1.

   27 "America, Oil and Afghanistan", The Hindu, artykuł wiodący, 13. October 2001.

   28 Tyler Marshall, "The New Oil Rush: High Stakes in the Caspian", Los Angeles Times, 23. February 1998, S. A1.

   29 Por. Ahmed Rashid, Taliban: Militant Islam, Oil and Fundamentalism in Central Asia, New Haven 2001, S. 143-182.



 wydanie: lipiec, 2002    publicystyka    strona główna  

© dziennikarze wędrowni