|
Jesień
mikołaj gumiliow
Po wąskiej ścieżynie
Obżarty marzeniem
Zacząłem już kroczyć
A w każdej bylinie
Trzaskały płomieniem
Skwierczały spojrzeniem
Żarzyły się oczy.
Splatało się ziele
Powolnie, mdlejąco
Kwieciście pyliło
Trucizną wabiło
Dyszało
Zielenią
I w hołdzie obłudzie
Czerwonych, ostatnich, zleżałych płomieni
Rubasznie zadźwięczał
Śmiech pana
Jęk w strudze
Niejasnych i obcych, wystygłych strumieni
Dziewice zaś - driady
W kryształach łez własnych
Wspomnienie zamknęły
Okruszków szukały wiosennej pociechy
Lazuru pragnęły
W jesiennym, półboskim swym śnie
Przeczuwam już zdradę
Dziś pan mnie obwołał kompanem radosnym
A jutro mnie wbije w kostiumik żałosny
Śniegowokwiecisty, wymyślny swój strój
I mrozem oplecie
Rozetnie na pół
A gardło zdławione
Rozpaczą zmrożone
Bezradny, wystygły wypluje swój strach
Bez krwi, bez marzenia
Opowie bezradnie
O oczach bez śmiechu, rozkoszy bez raju
Zazgrzyta, bezkrzyczy
O bez miłości snach
*
tłumaczenie publicystyczne: dziennikarze wędrowni (morawiecki)
|