archiwum

zima'03/04
str. 1   str. 2



publicystyka  strona główna



Akwedukty pamięci

anna dorota morawiecka


  Prawdziwa melodia świata nie ma najmniejszego związku z kreowanym o niej mitem. Przyspieszenie, sztuczne nagłośnienie, sztuczne oświetlenie, naturalne linie zakratowane ostrymi krawędziami architektury stworzonej przez komputer, mają nas zmusić do ewolucji w kierunku nieprawdziwego świata, sztucznych potrzeb, zdeformowanych marzeń. Nie ma tam miejsca na związek z ziemią, niebem, wodą i ogniem. Nie ma miejsca na pełny kontakt, w którym biorą udział wszystkie zmysły. Nie ma miejsca na duszę. Nie ma też możliwości na usłyszenie wciąż cichnącej modlitwy sztuki. Świat ze sztuczną szczęką, plastykową peruką, udaje że jest w świetnej kondycji i broni swojego mitu hałaśliwymi zapewnieniami o tym, że jest cool. Nikt nie chce słuchać ostrzeżeń kilku sanitariuszy, którzy widzą ten świat, kiedy schodzi ze sceny, albo kiedy o świcie rozpaczliwie prosi o przymocowanie wszystkich protez.



foto, maciej skawiński
foto, maciej skawiński


  Co stanie się, kiedy przestaniemy strzec świętych znaków? System symboli budowany starannie przez całą historię rozwoju człowieczeństwa to dom, w którym mieszka ludzka tożsamość. Poznanie języka znaczeń (podobnie jak w przypadku innych języków) wymaga edukacji i praktycznego używania. Dziecko nie odtworzy skomplikowanego kodu porozumienia bez pomocy wytrwałych opiekunów. Język jakim posługuje się kultura nie może być czytelny dla kogoś, kto nie został weń wprowadzony - wyedukowany (łac. wprowadzony na drogę). Nie podważamy przecież sensu rozmów czy wartości literatury powstałej w obcym nam języku. Nie uzurpujemy też sobie prawa do posługiwania się nieznaną nam mową i nie upieramy się przy tym, że "Kali chcieć jeść" jest lepiej powiedziane niż "jestem głodny". Tymczasem, posługując się nieświadomie językiem kompozycji nie zdajemy sobie sprawy, że jest to dziedzina wymagająca wiedzy i praktyki. Tak łatwo wydajemy sądy myląc często pojęcia "podoba mi się, nie podoba mi się" z "rozumiem, nie rozumiem". Wziąć do ręki traktat filozoficzny w nieznanym nam języku - dajmy na to w chińskim - i powiedzieć: "to idiotyczne, nie podoba mi się" jest tym samym co powtórzyć popularną opinię: "sztuka współczesna jest kompletnie bez sensu, skończyli się wielcy mistrzowie, którzy potrafili odwzorowywać rzeczywistość". Zapomnieliśmy, że w dziełach wielkich mistrzów warstwa iluzorycznego przedstawienia świata umieszczana była jak opakowanie prezentu - na samej powierzchni dzieła. Prawdziwa wartość tych obrazów dostępna jest dopiero, kiedy odrzucimy owo zewnętrzne opakowanie. Tak jest z Rembrandtem, Tycjanem, Vermeerem. Tak jak istota świat Bożego Narodzenia tkwi o wiele głębiej niż olśnienie błyskotliwym wystrojem ulicznych dekoracji, tak i kontakt ze sztuką może wzbogacać i wzmacniać ducha tylko wtedy, kiedy dostrzeżemy i zrozumiemy wielowarstwowość dzieła. Do tego jednak trzeba znajomości języka kompozycji. Przez jasną chwilę u zarania życia dla każdego z nas język archetypów i symboli był intuicyjnie zrozumiały. Podobnie, tuż po urodzeniu, przez sen uśmiechaliśmy się słodko do całego świata, by później ten uśmiech zapomnieć i rozpocząć po raz wtóry świadomą tym razem jego naukę.

  Język kompozycji, harmonii, znaczenia kształtów i kolorów musimy po przekroczeniu granicy raju naszego dzieciństwa rozpoznać świadomie po raz drugi. To wtórne rozpoznawanie jest długim procesem edukacyjnym - jest zmaganiem z własną słabością do dzielenia świata na urokliwe szczegóły. Odszukać cudowną koordynację, swobodę ruchu naszej świadomości - to tyle co nauczyć się chodzić.

  Kolejna analogia: tuż po urodzeniu dziecko schwytane pod paszki przebiera dziarsko nogami do przodu i gdyby nie wiotkość jego kręgosłupa, to mogłoby samodzielnie chodzić. Ten odruch szybko zostanie zapomniany. Minie dużo czasu zanim rozpocznie się nauka samodzielnego chodzenia. Uwierzmy zatem, że bez procesu edukacji nie odczytamy znaków nie tylko sztuki współczesnej, ale również całego dorobku kultury. Nie wystarczy krótka seria zajęć czy tak modny dziś "warsztat" nauki interpretacji dzieła. Języka obcego nie nauczymy się na 20 godzinnym intensywnym kursie. Język jest obcy ponieważ już dawno wyemigrowaliśmy na okręcie cywilizacji technicznej z rajskiej ojczyzny niezakłóconych linii horyzontu i harmonijnego współistnienia. W tamtym świecie narodził się język znaczeń. Ta odległa pra-mowa jest rusztowaniem, dzięki któremu człowiek podnosi się do pozycji pionowej. Człowieczeństwo nie jest cechą wrodzoną. Stanąć równolegle do linii łączącej ziemię z niebem nie jest łatwo. Wymaga to woli, wysiłku, wytrwałości i wiary. Wymaga też pomocy - edukacji.

  W szkolnictwie polskim na wszystkich poziomach dokonano karygodnego zaniedbania. Wąska specjalizacja wytworzyła fachowców w miejsce wszechstronnej elity intelektualnej. W wykształceniu zabrakło solidnej humanistycznej podstawy. Nie ma wykształconych odbiorców sztuki. Podstawowym zadaniem artysty jest wskazywanie na związek pomiędzy zjawiskami - czyli dokładnie odwrotne działanie do fragmentaryzacji świata. Logika kompozycji dzieła nie jest niczym innym, jak tylko potwierdzeniem harmonii dostrzeganej w rzeczywistości. Harmonia to dowód na istnienie Boga, to poczucie bezpieczeństwa, to postrzeganie świata jako jednolitej tkaniny, w której jesteśmy tylko jednym z wątków. Takie widzenie wiąże się z odpowiedzialnością za tę tkaninę. Oderwani od środowiska naturalnego niewiele mamy dowodów w otaczającej nas rzeczywistości na istnienie logicznego związku pomiędzy zjawiskami. W pejzażu miejskim nie ma pór roku, umierania i odradzania się przyrody - wszystkich tych sygnałów, które pozwalają na rozpoznawanie związków pomiędzy zdarzeniami. Skrzętnie usuwane ślady zużycia, starzenia się, przemijania nie pozwalają na zachwyt nagłym odrodzeniem. Czytanie języka sztuki, która "zajmuje się przygotowywaniem oczu na zachwyt harmonią świata" (Herbert), nie jest sprawą błahą i pozostaje w ścisłym związku ze wszystkimi elementami życia. Cywilizacja dążąca do fragmentaryzacji, dzielenia całości na osobno istniejące niezależne od siebie części, które mieszać można w dowolnych zmiennych konfiguracjach, to cywilizacja umierająca. Sztuka pozostaje jest wątkiem wiążącym. Dlatego warta jest ocalenia. Odczytywanie znaków, jakimi przemawia, to umiejętność niezbędna. Najistotniejsze jest uświadomienie sobie, że język ten wymaga edukacji.

  Pozbawienie dzieci możliwości nauki tej mowy jest równoznaczne z zamknięciem drogi do wszystkiego co stworzyła kultura. Obrazy, książki, muzyka stają się nieczytelne. Nie trafiają do odbiorcy. Odbiorca nie rozumie systemu znaków. Brak wspólnego kodu porozumienia. To nie jest problem odległej przyszłości. To dzieje się dziś. Galerie stoją puste, większość niekomercyjnych teatrów plajtuje, muzea odwiedzane są tylko przez wycieczki, stosy książek trafiają na przemiał. Cenny eliksir sztuki mogący rekompensować rozłąkę z naturą, jest marnotrawiony. Źródło żywej wody mogącej uratować umierającą cywilizację - bezmyślnie zasypywane. Akwedukty pamięci wydają się niepotrzebnymi nikomu ruinami, w miejsce których bezkarnie stawia się twierdze czy świątynie współczesnego boga handlu. W moim mieście najpopularniejszym miejscem spotkań jest Galeria Dominikańska - potężny supermarket a nie, jak by się można spodziewać, miejsce zarezerwowane dla dzieł sztuki.

  Słowa tracą siłę znaku - zostały skradzione. Przyszedł czas, żeby budzić "śpiących rycerzy" - odbudowywać dom znaczeń.

ZIMA 03/04  str. 1   str. 2


publicystyka  strona główna

wędrowiec © dziennikarze wędrowni