archiwum

zima'03/04
str. 1   str. 2



szkice  strona główna



Skrawki bólu

jędrzej morawiecki


  Newski Prospekt, tłumy ludzi. Katia - studentka filologii - idzie ulicą, śmieje się. Gada coś o muzycznych klubach, o koncercie Apokaliptyki, o wywiadzie z Czyżem. Petersburska wilgoć ściska stawy, wiatr od zatoki niesie radość.

  Na chodnikach tkwią chłopaki w pasiastych marynarskich koszulkach, zuchy o smagłych twarzach i silnych rękach. W dłoniach kawały tektury - z prośbą o wsparcie. Młodzi czeczeńscy weterani siedzą w pokorze na trotuarze, z rzadka poprawiają się na wózkach, drewnianych platformach, zbitych z surowych desek.

  Katia milknie, potem szepcze smutno: "Biorą chłopców, zabijają. Cały rok poszedł na Kaukaz. Coraz mniej mężczyzn zostaje".

  Katia mija w milczeniu sosnowe wehikuły. Beznodzy, mocarni chłopcy patrzą w dal.


  II.

  Abakan. Syberyjska prowincja. Ostra, wódczana impreza. Ekskluzywny blok z białej cegły tętni rosyjskim rockiem. Wowa wspomina swój pobyt w Polsce. Przesiedział tam jako dzieciak z dwa lata, razem z ojcem. Ojciec był wojskowym, stacjonowali pod Legnicą. Wowa nie pamięta z Polski nic prócz radzieckiej kantyny, powolnego autobusu, lasu wokół jednostki. Wie tylko, że bronili Polski przed agresją. I że nic się nie działo.

  Trzaskają butelki. Kumpel Wowy, Siergiej, wychodzi na balkon. Łapie powietrze, mówi o swojej pracy, patrzy w gwiazdy. Dobra, szczera rozmowa. Siergiej jest najemnikiem, walczy na Kaukazie za czterysta dolarów. Bo walka to jego zawód, a on swój zawód ceni. Bardzo wierzy w to, co robi. Opowiada o bezpieczeństwie, o poświęceniu dla ojczyzny.

  Siergiej nie kłamie. Siergiej kocha Rosję. Naprawdę.

  Po rozmowie długo nie wraca do mieszkania. Patrzy na nocne miasto i milczy.


  III.

  Timur czeka pod wrocławskimi sedesowcami. Wsiada do łady, jedziemy do gminy, załatwić lipne zameldowanie. Po drodze opowiada długo o problemach wizowych, o idiotycznych przesłuchaniach w UOPie.

  Zameldowanie idzie gładko, ciepła urzędniczka wszystko widzi i wszystko rozumie. Potem Timur prowadzi do domu, chce się odwdzięczyć obiadem, przedstawia matkę.

  Matka ma piękną, zoraną cierpieniem twarz. Opowiada o Czeczenii, o życiu w Groznym. O momencie rozpadu Związku Radzieckiego, o tym, że nikt tego rozpadu nie traktował poważnie, bo nikt nie widział innej opcji niż Związek. Wszyscy byli wychowani w duchu internacjonalizmu. Żyli, brali śluby, wychowywali dzieci. Panował reżim, to prawda. Nie było wolności słowa, nie było demonstracji, protestów. Ale matka Timura nie miała potrzeby organizować demonstracji.

  Wojna spadła nagle i absurdalnie. Przez pierwsze dni nikt w nią nie wierzył. Nikt nie uciekał, wszystko miało się przewalić, jak chwilowy przewrót na górze.

  Potem przyszedł ból i niepodległa Czeczenia. I wahabici. Mieli być na chwilę, zostali na lata. Matka Timura pamięta dzień, kiedy pojawili się na zebraniu w szkole podstawowej, w której była dyrektorką. Wahabici powiedzieli, że dziewczynki mają mieć na lekcjach zasłonięte twarze. Najpierw nikt nie wierzył, że mówią poważnie.

  Potem przyszła kolejna czeczeńska wojna. Mama Timura czekała na Rosjan. Mimo bombardowań. Mimo cierpienia i gwałtu z poprzedniej wojny. Ale mieli przywrócić porządek. Mieli wygnać wahabitów. Dlatego w pierwszych dniach Czeczeni nie stawiali oporu. Tyle że ponoć w jednej wiosce komuś puściły nerwy, ktoś strzelił, Rosjanie odpowiedzieli ogniem, potem poszło klanowe prawo zemsty i zaczęła się kolejna rzeź.

  Matka Timura cieszyła się z wejścia Rosjan, jak większość mieszkańców Groznego.

  Nie wiedziała, że Rosję znienawidzi.

  Nie wiedziała, że podstawą porządku staną się koncentracyjne obozy. Że ludność Czeczenii w ciągu kilku lat zmniejszy się o dwie trzecie. Że na ciężarówki będą ładować piętnastoletnich chłopaków i chłopcy więcej nie wrócą. Że w obozach filtracyjnych będzie się w imię walki z terroryzmem sterylizować cywili.

  Matka częstuje obiadem. Jest smutna. W życiu pozostali jej synowie. Świata wokół nie rozumie. Z Polką nie łączy ją nic.

  Za pół roku wyjedzie z synami na Zachód. Uciekną przez zieloną granicę, nagle i dramatycznie. Znikną z wrocławskich bloków, jak znikli z Czeczenii.


  IV.

  Syberia. Pijany wojak dosiada się do stolika. Dużo gada, sączy czystą z karafki. Kelnerki znają go. I wyraźnie się go boją.

  Wojak coraz bardziej wstawiony, gada o synu, co mu zginął w Czeczenii. Mówi o froncie, o smaku strachu, o prawdziwym męstwie. Potem znów o synu.

  Potem grozi.

  Potem odchodzi.

  W knajpie gra Wysocki.


  V.

  Nie sposób zrozumieć Rosji bez pociągów, bazarów, ulic wypełnionych piosenką afgańską, czeczeńską, bez frontowych ballad, wywrzaskiwanych wojennych obrazów, bez pieśni z żołnierskich festiwali, bez disco i popu o ciemności, o samotności w ataku.

  Nie sposób zrozumieć żołnierskich piosenek bez świadomości, że słowa z zaszumionych kaset nie śmieszą i nie nudzą Rosjan tak, jak Polaków skompromitowany Kołobrzeg.

  Rosjan te piosenki dotykają, łapią za serce, budzą ból, złość, strach.

  Jednym z moich pierwszych nauczycieli rosyjskiego był kleryk Wadim. Siadałem w seminarium, on kombinował gdzieś herbatę, drożdżówki, wyciągał książki, poznawałem język. Wadim uczył mnie we wrocławskim seminarium, bo wcześniej musiał uciekać do Polski. Studiował filologię klasyczną w Moskwie. Przekombinował coś z wpisem z zajęć militarnych. Nie chciał chodzić na przysposobienie wojskowe, próbował załatwić sprawę sposobem. Sposób zawiódł, Wadim mimo wysokich notowań wyleciał ze studiów i dostał bilet. Miał walczyć w Czeczenii. Zbiegł.

  Dla Rosjan wojna nie jest jedynie obrazkiem z telewizora. Dla Rosjan piosenka o kumplu z sąsiedztwa, który przedzwonił, że nie może dziś wpaść, bo mercedes się zepsuł, a z wojskowej renty nie starcza na części - nie jest zabawna. Bo w następnej zwrotce festiwalowej pioseneczki okazuje się, że kumpla trzeba donieść na rękach. Zepsuty mercedes to metafora inwalidzkiego wózka.

  W Rosji bilet do wojska może oznaczać śmierć.

  W Rosji opowieści zachodnich i polskich intelektualistów o tym, że czas wyzbyć się imperializmu, zdają się absurdalne. Bo Rosja jest imperium i zawsze nim będzie. Dlatego jest Rosją.

  Pełną wielkich uczuć, poszukiwań Boga, bogatą w tajgę, bezkresne lasy i stepy. Imperium dziesiątków narodów, kultur. Imperium skrawków bólu, niesionego z kolejnych frontów.



foto, maciej skawiński
foto, maciej skawiński

10.09.1998. Rosja, Gwardiejsk, Kalingradska oblast.
Emerytowany oficer rosyjskich MWD (MSW) kpt. Nikolaj Ostacho.

ZIMA 03/04  str. 1   str. 2


szkice  strona główna

wędrowiec © dziennikarze wędrowni