archiwum

lato'04
str. 1   str. 2 



reportaże  strona główna



Odpust

joanna morawiecka


Kolorowe baloniki, trąbki, wata cukrowa, "pomidorki" z trocinami na gumce. Białe sandałki, sukienka z falbankami, kokardy na ciasno związanych kucykach. No i babcia, którą trzeba trzymać za rękę, żeby się nie zgubić. Moje wspomnienie odpustu z dzieciństwa.


Później przestałam chodzić na odpusty. Zaczęły mnie nudzić - ile można zjeść waty, czy nałożyć na pulchne palce pierścionków z czerwonymi oczkami. Nie chciałam już chodzić z babcią za rękę, bo zrobiłam się na to za duża. Wreszcie odpusty w tej formie zupełnie znikły z moich stron. Być może znużyły nie tylko mnie.


Dzieciństwo wróciło.


W kwiecistej spódnicy z falbanką, z odświętnym makijażem, idę z Jędrkiem za rękę. Idzie też Magda z Maćkiem, Kasia z Filipem, Ula i Marek, i Zuzia, i Marysia, Jaśmina z Matką i Ojciec. W skwarze, w kurzu wiejskiej drogi zaczynamy powątpiewać w celowość naszej wyprawy. Wątpią też chyba pasażerowie turkusowej nysy, kolebiący się w duchocie wraz z entuzjastycznym kierowcą Wojciechem.



 Wszyscy spotykamy się jednak na odpuście w Kamienicy. Atrakcje kuszą, stragany wciągają błyskotkami, rozpływamy się w miejscowym tłumie. Wszystko tu jest jak trzeba: strzelnica, na której Filip ustrzelił dla Kasi piękną, pierzastą, czerwoną różę, jest pistolet nabijany mydlanymi bańkami, pierścionek z kwiatuszkiem, który nakładam na palec u stopy. Ponad jarmarcznym gwarem dobiega nas proboszczowy głos znad ambony. Panowie w białych koszulach pod świątynnym płotem pobożnie trzymają butelki, wikary z tacą głaszcze jasne główki dziatek.


Jest i kolorowy przystojny Jesus z obrazka.

- To do nysy - mówi uroczyście Maciek wręczając go nam wspólnie z Magdą.

- Ależ na taki prezent trzeba odpowiedzieć godnie innym podarkiem, dziękuję.

- Nie nakręcajmy tej spirali - z niepokojem ripostuje Magda myśląc z pewnością o innym Jezusie - może nie tak pięknym, ale za to z płomykiem na głowie.


Ostatecznie dostają się im dwa miecze. Obdarowani stają do walki na sklepowym placu. Krzyżują plastikowe ostrza przed niemałą widownią, ściśniętą wkoło drewnianych stołów.


Strzelają petardy.


Rozentuzjazmowani dopijamy piwo, opuszczamy bezpieczny cień zółtego parasola i ruszamy w kierunku karuzeli. Marysia pobrzękuje naręczem bransoletek, Astra dziarsko podbija trocinowego pomidorka, Wojciech strzela mydlanymi kulami, a Kasia radośnie macha ustrzeloną różą. Tranzystor gra hip-hopowe przeboje. Nawet mała Jaśminka uszczęśliwiona, podryguje z nowiutką lalką w jednej i konikiem-balonikiem w drugiej małej dłoni. Uśmiechnięta wsiada do epoksydowego policyjnego helikoptera i dostojnie krąży ponad ginącymi okrzykami dopingu.


Pani kasjerka patrzy nieufnie z dużego fiata. Pertraktacje cenowe, uczciwy upust.


Łańcuchowa, klasyczna karuzela dla dorosłych zaczyna wirować.


Palące słońce, złocisty płyn i obwarzanki dają o sobie znać. Widać, że wszyscy z ulgą schodzą na stały ląd, ktoś łapczywie popija wodę mineralną.


Handlarze powoli zaczynają pakować loteryjne figurki, przekupki zza wschodniej granicy składają do pudełek łańcuszki, zegarki, pluszowe misie. Czas ruszać do domu.


Z końca straganowej alei, z kościelnej wieży, w dzień swojego święta patrzy na wszystkich oko Opatrzności Bożej.

f
o
t
o
*
m
*
s
k
a
w
i
ń
s
k
i

f
o
t
o
*
m
*
s
k
a
w
i
ń
s
k
i

f
o
t
o
*
f
*
ł
e
p
k
o
w
i
c
z

f
o
t
o
*
m
*
s
k
a
w
i
ń
s
k
i

f
o
t
o
*
f
*
ł
e
p
k
o
w
i
c
z

f
o
t
o
*
f
*
ł
e
p
k
o
w
i
c
z

f
o
t
o
*
m
*
s
k
a
w
i
ń
s
k
i

f
o
t
o
*
f
*
ł
e
p
k
o
w
i
c
z

f
o
t
o
*
m
*
s
k
a
w
i
ń
s
k
i

LATO 2004  str. 1   str. 2


reportaże  strona główna

wędrowiec © dziennikarze wędrowni