jesień'05 |
reportaże  strona główna |
wprowadzenie od tłumacza Pierwszy
komandor stacji przylądkowej Jan van Riebeeck był fantastą. Na stanowisko
zgłosił się w nadziei, że nagrodą za dobrą służbę będzie upragnione członkostwo
w Radzie Indii, a potem może nawet godność Gubernatora Generalnego. Swoją
funkcję pełnił przez dwie kadencje: od 1652 do 1662 roku. Jego marzenie się nie
spełniło. Holenderska Zjednoczona Kompania
Wschodnioindyjska nie chciała na Przylądku Dobrej Nadziei zakładać kolonii.
Wolą ‘Panów Siedemnastu’ (zarządców Kompanii) było, by ‘Indyjska Gospoda
Morska’ pozostała tylko i wyłącznie stacją zaopatrzeniową dla okrętów
kursujących pomiędzy Holandią a Indiami. Rozbudowa tego przyczółka wiązałaby
się ze zwiększeniem kosztów, koniecznością podwyższenia obronności, a co gorsze
- oznaczałaby zgodę na ‘wolnych
obywateli’, którzy domagaliby się od Kompanii własnych praw. Podstawowym zadaniem podwładnych Van
Riebeecka - funkcjonariuszy i pracowników kontraktowych Kompanii - było
wybudowanie fortu i założenie ogrodu, a także, w miarę ‘potrzeb lub sposobności
czasu’, organizowanie wypraw rozpoznawczych w głąb lądu i wzdłuż wybrzeża.
Stacja miała stanowić żywnościowe i, w razie konfliktów, obronne zaplecze dla
‘odświeżających się’ w Zatoce Stołowej okrętów Kompanii. Początek był bardzo trudny - akurat
zaczynała się zima: czyli okres długotrwałych, silnych deszczy i zimnego
wiatru; chorzy i głodni Europejczycy umierali w płóciennych namiotach. Ciężka
praca przy fortyfikacjach i przekopywaniu ziemi pod ogród, w którym nic nie
udawało się wyhodować, sukcesywne zmniejszanie racji żywnościowych i bezowocne
oczekiwanie na dostawę świeżego mięsa od koczowniczych szczepów Khoi-Khoi z
Saldanii - wszystko to przyczyniało się do pogłębiania się nastrojów
buntowniczych wśród ‘ludu’. Mimo tych początkowych trudności Van
Riebeeck nie tracił zapału do pracy. W jego głowie bezustannie rodziły się
zadziwiające, fantastyczne plany i projekty, a wszystko to ku chwale i
‘profitowi’ Szlachetnej Kompanii, której pozostawał lojalny bez względu na
okoliczności. W 1657 roku, wbrew niechęci ‘Panów
Siedemnastu’, pierwszym osobom nadano status wolnych obywateli. Byli to
funkcjonariusze Kompanii, którzy mimo wygaśnięcia kontraktu zdecydowali się
pozostać na Przylądku Dobrej Nadziei. W chwili zakończenia przez Van Riebeecka
służby w Afryce Południowej kolonia liczyła 134 funkcjonariuszy Kompanii, 35
wolnych obywateli, 15 kobiet, 22 dzieci i 180 niewolników. Jednym z obowiązków komandora było
prowadzenie dziennika służbowego, w którym dzień po dniu zdawał swoim przełożonym
relację ze wszystkiego, co się pod jego rządami wydarzyło. Zapiski Van
Riebeecka często opisują rzeczy prozaiczne i pozornie nieinteresujące, a
struktury gramatyczne i konstrukcje logiczne riebeeckowego siedemnastowiecznego
stylu urzędniczego tworzą niejednokrotnie barierę trudną do sforsowania. Ale
wbrew temu wszystkiemu lektura tych dzienników jest fascynująca - może dlatego,
że to wszystko wydarzyło się naprawdę i do tego tak bardzo dawno temu. JAN VAN RIEBEECK DZIENNIKI SŁUŻBOWE pierwszego komandora
stacji zaopatrzeniowej Zjednoczonej Kompanii Wschodnioindyjskiej na Przylądku
Dobrej Nadziei FRAGMENT OD 25
WRZEŚNIA DO 13 PAŹDZIERNIKA 1652 wrzesień
<anno> 1652 25 dito [ditto - wł., to
samo, jak wyżej - czyli tutaj: tegoż miesiąca], rano mgliście, pogoda spokojna,
zauważono, że zeszłej nocy zbiegło czterech ludzi, mianowicie Jan Blanx van
Mechelen, bosman na jachcie, oraz Willem Huijtjens van Maestright, marynarz,
Gerrit Dircksz. [Dircksz. - skrót od Dirckszoon, czyli syn Dircka; podobnie w
pozostałych przypadkach] Van Eltsen van Maestright i Jan Jansz.
van Leijden, żołnierze przydzieleni tu na ląd, nie wiedząc dokąd poszli lub
jakie mieli zamiary. Na co Szlachetny van Riebeeck wysłał szypra na ląd, by
wraz z Radą przyjrzeć się sprawom i od tego i owego możliwie uzyskać
informacje. Niektórzy z rozpowiadających o tym osób mówili tak otwarcie, że
jeden Pieter Jansz. Brackenier, bosman przydzielony tu na ląd, powiedział dziś
rano: "kotwica poszła, lina szybko podąży za nią; oni odeszli, za nimi
prędko pójdzie wielu innych". Podobnie, tego ranka mówiąc w namiotach o
tych, którzy odeszli, powiedział również: "chciałbym być z nimi", co
poświadczone podlega rekwizycji odpowiednich przepisów prawnych. Wyżej
wymieniony Brackenier nie chciał się przyznać do tego, co wykrzykiwał,
wszystkiego się wyparł. Toteż na wszelki wypadek został do najbliższej okazji
zamknięty w areszcie. Również dzisiaj przeczytano wobec ludu
plakat, by spodziewano się dla zbiegów ustalonej w przepisach kary, a dla
odkrywców ewentualnego spisku lub planowanej zdrady wynagrodzenia 50 guldenów
dla winnych [zamieszanych] obok
zwolnienia od kary, a dla niewinnych tyleż, a także awansu na pierwsze wolne
stanowisko, etc., szerzej o tym do wglądu pod datą w książce plakatów ['t placcaetboek]. W nocy dość mocno padało. 26
do.,
przy porywistych wiatrach pn.-zachodnich niewielkie postępy w naszej pracy. I
lud zaczął już otwarcie szemrać z powodu nieustannej trudnej pracy przy
fortyfikacjach i przekopywaniu użytków, jak również z powodu rozdziału żywności,
gdyż dorsz się skończył i skutkiem tego, że cały dzień nie można złowić świeżej
ryby, przez jej brak tylko dwa razy dziennie rozdzielane są posiłki, mianowicie
rano krupa a wieczorem groch; podobnie się zdarzyło również dzisiaj, i
nieuchronnie (nie pojawiły się majowe okręty z patrii) więcej będzie musiało
się wydarzyć, trzeba zaoszczędzić dzień mięsny lub dzień sadła dzięki świeżej
rybie lub ptactwu, by tychże wiktuałów (będących w ponad połowie zjedzonymi) na
trochę dłużej starczyło, przeto mięsa i sadła (jak na razie żadnych okrętów z
patrii ani zwierząt pochodzących od mieszkańców) musi starczyć do przybycia
floty powrotnej z Indii, a jeszcze mniej grochu i krupy, których jest co najwyżej nie więcej niż na dwa miesiące, i
z chlebem też racje muszą zostać zmniejszone do 3 funtów tygodniowo - o czym
wszystkim zostali oni (tyle należy im się wiedzieć) poinformowani i na ten czas
jeszcze uspokojeni, przy jednoczesnym odczytaniu znaczących punktów z kodeksu
ogólnego [generale
articulbrieff], wobec którego, ze względu na cześć i przysięgę, należy
(odnośnie racji żywności i napojów), zgodnie z wymogami czasu i sprawy,
podporządkować się rozkazom ustalonym przez zwierzchników i jednak bez
sprzeciwów pracować przy fortyfikacjach i innych potrzebnych sprawach, jak też
czekać i podejmować wyprawy, również gdy wyniknie taka potrzeba lub sposobność
czasu. A
także dla takiego szemrania koniecznie ktoś jest mąciwodą, najlepiej dla nas by
było taką osobę wyśledzić a na koniec donosicielowi obiecać 2 dzbanki wina, a
imię jego przemilczeć, by taki podżegacz mógł otrzymać zasłużoną karę. Także,
miejmy nadzieję, że Wszechmogący raczy nam prędko przyjść w sukurs, czy to
przez okręty z patrii lub zwierzęta, etc., od mieszkańców, jak również rośliny
marchwi, rzepy, kapusty, etc. jeszcze niedawno będące w ziemi by służyły owocem
za pożywienie, starając się w międzyczasie codziennie z błogosławieństwem
złowić rybę, ale to właśnie nie zawsze przecież chce się udać, bo wczoraj
złowiono około 100 małych leszczy i tyle samo cefali wielkości śledzia, na 2
dni do podziału w południe. A dziś znów będąc na rybach nie złowiono zupełnie
nic, jednak staramy się jak najlepiej dodawać ludowi otuchy, by w pracy robić
możliwie najmniej. Mimo to, jako że szemrania zaczynają się nasilać, godne rozważenia
jest podwyższenie im dniówki ponad przydzieloną im stawkę, co zrozumiałe byłoby
jako że przy non paresse [nie pojawianiu się]okrętów racje żywnościowe muszą
zostać zmniejszone ze względu na braki w pożywieniu. Tak też módlmy się do Pana
Boga, by udało się temu na czas zaradzić. Nie pozostawia to najmniejszej
wątpliwości wobec ucieczki wzmiankowanych osób, że być może są zdecydowani i
rzeczywiście mają złe zamiary; więc też podwoiliśmy warty i ustaliliśmy częste
nocne patrole z zaufanych ludzi (tak przynajmniej mniemamy) by obserwowały i
pilnie poszukiwały wszelkich konspiracji i spisków wśród ludu, celem możliwego
zapobiegania dalszym niedogodnościom. Do czego Wszechzarządca raczy dodać nam
swą pomoc. Amen. Tymczasem
zameldowano nam, że jeden Harmen Vogelaer van Lubeeck, kadet tutaj
przydzielony, musi być mąciwodą w kwestii rozdziału i szemrania, etc., co
wyraźnie dał zauważyć, złożono rozmaite poświadczenia, by tegoż (wpierw
uzbroiwszy się w dobre papiery) przesłuchać i następnie uczynić co nakazuje
konieczność i sposobność spraw prowadzących do większego spokoju. 27
do.,
deszczowo, burzowo, pogoda zmienna. 28
do.,
silny, suchy pd.-wschodni zimny wiatr. Dzisiaj
przesłuchano liczne osoby względem zbiegów i powyższego szemrania i dowiedziano
się tyle, że wzmiankowany Brackenier, według własnego zeznania, przyznał się do
tego, iż powiedział, że chciałby być ze zbiegami, jakkolwiek ironicznie. Lecz
temu, że miał powiedzieć: "Kotwica poszła, a lina szybko podąży za
nią", zaprzeczył wyraziście. Tak
też wyżej wymieniony Harmen Vogelaer wyznał, że powiedział między innymi:
"jeśli ryba nie będzie rozdzielana razem z mięsem, tylko mięso i sadło
będą oszczędzane dzięki rybie, to wolałbym, żeby już nigdy nie złowiono żadnej
ryby lub żeby w rzece nie było więcej żadnych ryb". Za te a także liczne
inne brudne słowa prowadzące do zamieszek wśród ludu Rada przyznała mu dla
postrachu sto batów pozostawiając sprawę wzmiankowanego Brackeniera do
odroczenia, a jego w areszcie, by w tym czasie zdobyć jeszcze możliwie najwięcej
informacji. W
nocy szalała straszna burza z Pd.-Zachodu i zdawało się, że wywieje wszystko,
co było pod stopami. Niedziela,
29 do., ładna, bezwietrzna, słoneczna pogoda. Dzisiaj nasi asystenci z
9 innymi osobami, łącznie jedenastu, razem z Hotentotem, który mówi trochę po
angielsku, weszli na Górę Stołową, gdzie rozpalili ogień, który widzieliśmy, na
znak, że dotarli, co było bardzo trudne do wejścia i zejścia, a na górze
równina porośnięta niewielką ilością zieleni, szerokości około 3 długości Damu
w Amsterdamie, z nielicznymi kałużami świeżej wody. 30
do.,
ładna pogoda jak wczoraj, z lekkim podmuchem z Pd.-Zachodu. Dzisiaj lud
przedstawił Szl. Riebeeckowi propozycję: że skłonny był ze względu na
przychylną pogodę pójść na ryby, ale pod warunkiem obietnicy, że przydział
sadła nie zostanie przez to wstrzymany, na co otrzymał odpowiedź, że owszem
zostanie wysłany na ryby, jeśli starczy czasu, a Jego Szl. uzna to za
odpowiednie, jeśli zaś chodzi o wstrzymywanie i oszczędzanie mięsa lub sadła
lub innych wiktuałów, powinno być prowadzone odpowiednio do okoliczności czasu
i sprawy. W
tym czasie zauważono przy plaży przed fortem dużo ryb, które z
błogosławieństwem złowiono, najpierw za jednym zarzuceniem wyciągnięto ponad
1400 sztuk cefali, a szyper jachtu płynący w szalupie rzeką po trzcinę,
empassant [znieksztalcone francuskie ‘en passant’ – po drodze] wyłowił jeszcze
1000 sztuk w 2 zarzuceniach, tak że teraz znów mieliśmy nadmiar, z czego dano
dziś do rozdziału na południe i na wieczór, i wydano rozkaz by jutro w południe
i wieczór uczynić tak samo, zamiast sadła i grochu, by ich trochę zaoszczędzić,
mianowicie każdorazowo nieugięcie 300 sztuk na cały lud, przy czym każdemu
mężczyźnie przypadną w posiadanie 3 ryby przeważnie na stopę długie; i choć
jest to trochę wbrew woli ludu, jednak tak właśnie się to odbędzie, by, jako
się rzekło, zaoszczędzić naszych
niderlandzkich wiktuałów na trochę dłużej, a także by okazać, że żadne prawo
nie jest stanowione wolą zwykłego człowieka. Intrum
[w
międzyczasie]przesłuchiwano znów wzmiankowanego Pietera Brackeniera, który
nie przyznał się do niczego więcej ponad to, co dotychczas, nie uwzględniając
zeznań złożonych przeciwko niemu; tym samym jego sprawa została odroczona do
jutra. październik
<anno> 1652 Adij [addì, a dì -
wł., dnia], primo do., ładna, słoneczna pogoda ze zmiennym wiatrem
w zatoce, tak jak wielokrotnie bywa, przebywający tam jacht ['Goede Hoope'] cierpi
pn.-zachodni wiatr, a na wystrzał armatni dalej silny pd.-wschodni, a tu na
lądzie spokojny i o zmiennym kierunku, do tego mało da się zrobić, jak wiatr
wieje na zewnątrz. Dziś znów nasialiśmy trochę zielonego
groszku, posiany 14 dni temu ładnie wschodzi, a ten zasiany jako pierwszy jest
już całkiem dojrzały, jak również sałata głowiasta, która zawiązała nad wyraz
ładne główki. Asystenci,
którzy wcześniej, po naszym przybyciu tutaj, byli za Górą Stołową w kierunku
drugiej strony lądu na Południe, i tam znaleźli, według ich raportu, zatokę
ładnie osłoniętą i pełną pięknych lasków, tak stwierdzili że dobrze by było
zbadać to miejsce jeszcze raz, szczególnie że uważa się, że prywatne okręty
portugalskie płynące do Mozambiku mają porty gdzieś za Zatoka Stołową, gdzie
odświeżają się w drodze tam i z
powrotem. W wyniku czego sternik jachtu, jak również asystenci van den Helm i
Versburgh, i trochę uzbrojonego ludu z Hotentotem Herrij [Autohumao lub
Autoshumao , wódz Goringhaikona - jednego z ludów Khoi-Khoi, kilku słów
angielskich nauczył się od Anglików, z którymi popłynął do Bantamu, miał
również styczność z holenderskimi rozbitkami ze statku Nieuw-Haerlem], który
trochę mówi po angielsku, jako przewodnikiem, zostali tam wysłani celem
bliższego i dokładnego zbadania warunków w tejże zatoce i zalesienia, etc.
Przybyli [to
zdanie kończy się następnego dnia] 2
do.,
przed południem wszyscy z powrotem meldując, że wzmiankowana zatoka prosto na
Południe za Górą Stołową jest bardzo dogodna i dostatecznie osłonięta od
wszelkich wiatrów, około 1½ mili łukiem odnalazłszy do niej dostęp wiatru
pn.pn.wsch. i pd.pd.zach. dopuszczający jedynie odrobinę pd.pd.zach. Jednak po
powiedzeniu powyższego stwierdzili możliwość ukrycia się okrętów w pewnym
zakątku, według słów wyżej wymienionego Herrij byli tu wcześniej Anglicy na
dużym okręcie, z którymi przepłynął stamtąd do tej zatoki [Stołowej] i przez
których to Anglików został wynagrodzony dwoma workami ryżu. Znaleziono
tam również bardzo piękne i liczne zagajniki z jeszcze zdatniejszymi, wyższymi,
grubszymi i prostszymi drzewami niż te odnalezione kiedyś wcześniej około 5½
tysięcy kroków od plaży, zdatne do przewiezienia drewna wozami lub taczkami w
stronę morza; a także bardzo piękną, świeżą, wpływającą do morza rzekę, na tyle
szeroką i głęboką, że swobodnie można w nią wpłynąć łodzią na wiosłach, a
jednak około ½ mili w górę trochę węższa i zarośnięta, choć według nich
prowadząca prosto w las; chcąc spławiać drewno można by kierować się z prądem
rzeki. Co jest jeszcze do zbadania. Dziś,
zważywszy że wyżej wymieniony Pieter Brackenier nie chce się przyznać do
wypowiedzianych przez niego słów: "kotwica poszła, a lina prędko podąży za
nią", a świadkowie podczas przesłuchania przyznali, że słyszeli tylko
głos, a nie widzieli jak wypowiada te słowa, zostało postanowione przez Radę,
by zwolnić go z detencji przysądziwszy mu na podstawie jego własnych zeznań, że
wolałby być ze zbiegłymi osobami, trzykrotne zrzucenie z rei i sto batów przy
maszcie; i by nie podburzał więcej ludu, umieszczenie go na jachcie, by tam
dalej pełnił swą służbę. Postanowiono
również ustawić kotły na tran po tej stronie Soute-Revier [Słonej Rzeki] za
wysoką wydmą leżącą w ujściu wzmiankowanej rzeki, by nie martwić się tu w
forcie niektórymi chorobami powodowanymi przez dym i smród. I dla ochrony
wzmiankowanych kotłów wraz z przylegającymi budynkami postawić na tejże wydmie
małą redutę na jakieś 3 pręty w kwadrat, do pilnowania i zasiedlenia przez
łowców wielorybów i wytapiaczy tranu, co ponadto pociągnie za sobą większe
zabezpieczenie Zatoki Stołowej i szalup, które będą trzymane w rzece, jak
również zapewni dobry widok na wieloryby i okręty, które mogą wpłynąć do
zatoki, a także do ochrony tej zatoki, gdyby ktoś wbrew naszej woli przybił do
brzegu łodziami, tak więc wszelkie dostępne wejścia będą mogły być przez nas
ostrzelane z działa i obronione. 3
do.,
ładna słoneczna pogoda ze zmiennym wiatrem. Wspomniany wyrok wobec Brackeniera
został wykonany. W
południe dotarł w ucieczce podoficer i
jeszcze 2 ludzi z jachtu (będący w Soute-Revier po trzcinę) i meldował że
spotkali licznych mieszkańców, a przez 7-8 (sami będąc w pięciu) zostali
przegnani przez rzekę, a swoich dwóch nieumiejących pływać towarzyszy
pozostawili w szalupie; dlatego też wysłano tam 12-14 uzbrojonych żołnierzy by
odbić i uwolnić szalupę i tamtych dwóch marynarzy, lecz dotarłszy do
Soute-Revier napotkali 7-8 kobiet mieszkających przy nas Otentotów; które
wykopywały sobie z ziemi korzonki na pokarm i widząc naszych przybiegły
tańcząc, by okazać przyjaźń i poprosić o trochę tytoniu lub chleba. W
międzyczasie wyłoniła się z lasku jedna ze zbiegłych 24-go passato [ubiegłego
miesiąca] osób prosząc o pozwolenie wejścia do fortu z zachowaniem
życia, a krótko potem pozostali trzej, i razem jeszcze przed wieczorem wszyscy
czterej weszli do środka; zgubiwszy żołnierzy, którzy według pogłosek byli w
okolicy, a wysłani zostali za nimi i którzy powrócili godzinę po nich. Tak
przybyłych do fortu niezwłocznie zabezpieczyliśmy i jednego po drugim
przesłuchaliśmy osobno. Lecz mówili wszyscy jednymi ustami, że uciekli z
własnej i nieprzymuszonej woli w nadziei dotarcia lądem do Ojczyzny; lecz z
powodu licznych wysokich i trudnych gór nie mogąc ujść więcej niż 24 mile na
Wschód, zdecydowali się zawrócić i prosić o darowanie życia, wiedząc jak
wielkie jest ich przewinienie. Ale zupełnie nie wiedzieli że jeden namówił drugiego, ani też kto był
prowodyrem, poza Janem Blanxem, który powiedział, że uknuli to razem z Janem
van Leijen, a pozostali dwaj sami do nich przyszli i że jakiś czas temu
przyśniła mu się złota góra, której zamierzali szukać i spodziewali się
odnaleźć, a także więcej takich i tym podobnych niepoważnych i dziecinnych
opowiastek; na co w pierwszym rzędzie zostali wszyscy czterej, każdy osobno,
zakuci w kajdany i zabezpieczeni by nie mogli ze sobą rozmawiać. 4
do.,
jasna, słoneczna pogoda ze stałą pd.-wschodnią bryzą. Dziś po raz kolejny
przeegzaminowano i przesłuchano wzmiankowanych fugitywów, którzy zeznali
dobrowolnie, że planowali dotrzeć lądem do Mozambiku, a stamtąd dalej do
Ojczyzny i że do takiej wyprawy zostali namówieni przez Jana van Leijen, jak on
sam również przyznał, także że Jan Blanx (również to wyznający) dodawał im
otuchy wskazując drogę, więc poniekąd wziął dowództwo; lecz około 24 mil stąd
napotkawszy góry bardzo trudne i niemożliwe do pokonania, a także ponieważ
morzył ich głód na skutek którego osłabli, Jan van Leijen (prowodyr) i Willem
Huijtjens chcieli wracać, wtedy Jan Blanx powiedział: "pójdziecie razem
albo was zastrzelę"; i jeszcze do następnego dnia, 30 września, razem
wspinali się po górach, w tym czasie Gerrit
Dircksz. (nie widząc przejścia przez góry) skłonił się do powrotu, a że
Jan Blanx nie odważył się iść samemu, również postanowił zawrócić i tak jeszcze
wczoraj wieczorem sami pojawili się w forcie i błagali o darowanie życia -
wszystko to dokładniej opisane w podpisanych zeznaniach. Znaleziono
przy nich również dziennik pisany czerwonym ołówkiem i prowadzony przez Jana
Blanxa od odejścia czy wyruszenia stąd do 30-go do. [ditto], gdy
razem powrócili, brzmiący słowo w słowo jak ukazuje zamieszczona poniżej kopia. Kopia
Dziennika prowadzonego przez Jana
Blanxa, a także Jana van Leijen, Willema Huijtjensa i Gerrita Dircksz.,
zbiegłych ze swojej służby tutaj 24 września odnośnie tego, co im się
przydarzyło. 'W Imię
Pana Jezusa Chrystusa. Addí, 24
września wyruszając wieczorem z Przylądka de Boa Esperance , we
czterech, Jan Verdonck van Vlaenderen, Willem Huijtjens van Maesrtight, Gerrit
Dirscks. van Maestright i Jan Blanx van Mechelen, biorąc kurs na Mozambik,
mając przy sobie 4 suchary i rybę. Niech Bóg raczy pozwolić nam przetrwać tę
podróż. Również 4 szpady, 2 pistolety i psa. 25 do., wieczorem, uszedłszy 7 mil,
ujrzeliśmy idące na nas 2 nosorożce chcące nas unicestwić, ale Bóg nas uchował.
Jan Verdonck utracił swój kapelusz i szpadę. Niewiele wcześniej nasz pies
zapolował na jeżozwierza, od czego został zraniony w szyję, tak że uznaliśmy że
od tego umrze. Na nocny spoczynek zatrzymaliśmy się przy strumieniu w imię
Boże; widzieliśmy też 2 strusie. Musieliśmy się stamtąd tego samego dnia znów
przenieść z powodu dwóch nosorożców, które na nas szły, następnie wybraliśmy
plażę, do której szliśmy dwie mile. Urządziliśmy sobie posłania w pierwszej
wydmie. 26 do., rano znów wyruszyliśmy,
wybraliśmy drogę plażą do Przylądka Augulius [prawdopodobnie Agulhas],
uszliśmy około 7 mil. Naszym pierwszym posiłkiem były cztery młode ptaki, które
siedziały w gnieździe i trzy jaja. Na nocleg zatrzymaliśmy się na plaży, gdzie
nazbieraliśmy trochę skałodupców ['clipcont' - słowo występujące prawdopodobnie
jedynie w tym dzienniku - rodzaj morskiego ślimaka; być może synonim do
eufemistycznego w tym kontekście słowa 'klipkous' (dosł. 'skalna pończocha') -
rodzaj małża, może chodzi o skałoczepy]. 27 do., szliśmy wzdłuż plaży 7 mil,
wieczorem dotarliśmy do bardzo wysokiej góry przy morzu [prawdopodobnie
chodzi o Hottentotshollandberge - wtedy uszli nie 21 mil holenderskich (ok. 84
mil angielskich), a około 35], którą musieliśmy przekroczyć; dlatego
pod nią położyliśmy się na spoczynek do 28 do., i zaopatrzyliśmy się w
skałodupce, które usmażyliśmy i nawlekliśmy na linki i wysuszyliśmy, a także w
kalebasy by wziąć w nich wodę. 29 do., rano ruszając w drogę przez
góry myśleliśmy przekroczyć ten zakątek, lecz jednak nie mogąc go przejść, Jan
Verdonck i Willem Huijtjens zaczynali żałować, ale poszliśmy 30 do., mimo wszystko dalej, do
popołudnia następnego dnia, również Gerrit poczuł się zmęczony, a ja sam nie
mogłem tego dokonać, dlatego postanowiliśmy zawrócić do fortu, w nadziei na
miłosierdzie i łaskę. 'W Imię
Boże." (poniżej) 'Po zapoznaniu się stwierdzam zgodność
słowo w słowo z rozpoczętym przeze mnie dziennikiem prowadzonym przeze mnie od
czasu mojego wyruszenia czerwonym ołówkiem. Na znak prawdziwości podpisałem to
własną ręką w obecności Pietera van den Helm, księgowego, jak również
Fredericka Verburgha, także księgowego, powołanych na świadków tego, dnia 4
października anno 1652. (i
podpisano) Jan Blanx, P.V.Helm, F.V.Burgh' Wieczorem
zaczęło bardzo silnie wiać, aż w nocy przybrała taka wichura z pd.-wschodu, że
namioty rozerwała na strzępy; podobnież 5 do., jeszcze silniej, toteż
niczym innym nie mogliśmy się zająć prócz podtrzymywania na stojąco podporami
naszych mieszkań, także wymiotło spod stóp całą rzymską fasolę i dużo zielonego
groszku, mającego strączki i będącego w pełnym rozkwicie, i położyło pszenicę
płasko do ziemi, przez dzisiejszy dzień wiał mocny wiatr do około 10 godziny
wieczorem, kiedy to znów zaczęło się uspokajać. Niedziela, 6 do., miło, cicho,
ciepła słoneczna pogoda. Dzisiaj pod wieczór z błogosławieństwem złowiono przy
plaży około 2000 cefali i 200 roch [Rhinobatus annulatus], które
będzie można w tym tygodniu rozdzielać w południe. Bogu niech będą dzięki za to
błogosławieństwo. 7 do., tak samo, ciepło, ładna
pogoda i pn.-zachodni wiatr. Wieczorem było bardzo mgliście. Dziś po raz trzeci przesłuchano
uwięzionych fugitywów, którzy dobrowolnie, poza cierpieniem żelaza [kajdan] i więzów
lub ich groźbą, wyznali, najpierw Jan van Leijen, że Jan Blanx podczas ich
podróży powiedział, że od Szl. Kompanii nigdy nie doświadczył niczego dobrego,
tylko wszystko co najgorsze na świecie, i dlatego będzie się starał uczynić dla
niej tyle szkody, ile tylko potrafi lub może, jak również Mistrz ['meester' (skrót Mr.)- lekarz lub balwierz na okręcie;
w tym wypadku obaj panowie pełnili funkcje chirurgów] Arien i
Mistrz Cornelis, z nim, Janem Blanxem, wypili strzemiennego i za powodzenie
wyprawy i także za jego, Jana van Leijens, zdrowie, na co Mistrz Arien
zafundował 7-8 miarek ['mutsjens' (czapeczek), czyli ok. 0,7 - 0,8 l] wina, a
Mistrz Cornelis ofiarował Janowi Blanxowi proch strzelniczy (by rozdać go
między dzikich, którzy go schwytają i w ten sposób się uwolnić), podobnie starą
brzytwę; jak również tenże Mistrz Cornelis chciał iść razem z nimi, ale Jan
Blanx mu odradził, jako że miał wysoką pensję i nie musiał pracować; co
wszystko potwierdził Willem Huijtjens jedynie oprócz tego, i nie wiedział że
Mistrz Cornelis chciał iść z nimi; ale Gerrit Dircksz. powiedział, że Mistrz
Cornelis jeszcze na odchodnym mówił, że skłania się do pójścia z nimi, ale
przez powyższe odradzenie mu tego przez Jana Blanxa tutaj pozostał, co
(usłyszawszy) wyznał również Jan Blanx i oświadczył, że jest prawdą; włącznie z
tym, że ofiarował mu wzmiankowany proch strzelniczy i starą brzytwę; lecz temu,
że pił z nim i z Mistrzem Arienem strzemiennego, zaprzeczył wyraziście, jak
również temu, jakoby z ust jego padły słowa o czynieniu szkody Komp. Mistrzowie Adriaen i Cornelis wezwani w
tej sprawie, po wysłuchaniu tego, wszystkiemu zaprzeczyli wyraziście,
oświadczając że nic im o tym nie było wiadomo, a szczególnie o zamiarze
ucieczki. 8 do., mgliście, zimno i
pn.-zachodni wiatr. Wybrano się do Panwi Solnej po trochę soli, którą
dysponowaliśmy już w małej ilości. Dotarłszy tam nie znaleziono zupełnie nic,
widocznie było zbyt zimno i słońce jeszcze zbyt słabe by zrobiła się sól, lecz
w porze cieplejszej z pewnością będzie jej dosyć, tak, jak się postarać, tak
dużo, że będzie można wyładować wiele okrętów rocznie i dogodnie przewieźć
łodziami, jako że obecnie tak mało jest przybojów w pobliżu panwi solnej, tak
więc łatwo byłoby tam ładować łodzie. Jednak jeśli nie zawsze jest tam spokojna
woda, i z tego powodu trzeba by było użyć wozów, by przywieźć sól z panwi nad
Soute-Revier, znajdującej się o około 1½
godziny marszu stamtąd, można to
dogodnie przeprowadzić wzdłuż plaży (piasek jest twardy). 9 do., podobnie, mgliście, zimno z
pn.-zachodnią bryzą. Znów w ciągu 3-4 dni 10-12 ludzi zachorowało na
dyzenterię i trafiło do koi. Dziś ponownie egzaminowano uwięzionych
fugitywów i każdego z osobna przesłuchano podczas interrogatorium, którzy
głównie potwierdzili swoje poprzednie zeznania, a Mistrzowie pozostali przy
swoim wyrazistym zaprzeczeniu temu, co więźniowie powiedzieli przeciwko nim i
oświadczyli, że o ucieczce i zamiarach zbiegów
nic nie było im wiadomo i podobnie jak więźniowie oświadczyli, że prawdą
jest wszystko, co zeznali a także że powiedzieli wszystko co wiedzą. W związku
z tym Rada zadecydowała ich sprawę jutro zakończyć w imię Boże wyrokiem i
każdemu udzielić zasłużonej kary zgodnie z popełnionym przestępstwem, jak
szerzej w wyroku przy dacie wydania. Wieczorem przyszło pod fort kilku
saldańskich Hotentotów [Goringhaiqua], na co straże podniosły niejaki
alarm, podszedł do bramy Hotentot Herrij (ten, który trochę mówi po angielsku i
mieszka pod naszą ochroną w swojej chatce po drugiej stronie rzeki pod północną
basztą Reijger [nazwa pochodzi od jednego z okrętów, którymi
przypłynęła załoga Van Riebeecka. Pozostałe to: Drommedaris, Walvis,
Oliphant, a także jacht Gede Hoope]) z dwoma Saldańczykami i prosił,
aby go wpuszczono, na co zezwoliliśmy. I ci sami, przychodzący do nas,
poczęstowani winem i tytoniem tak, że 2 godziny później wychodzili od nas
uradowani, zapewnili że w ciągu kilku dni nadejdą ich towarzysze z mnóstwem
bydła, jeśli tylko mamy dość miedzi (nazwanej przez nich bras [ang. brass -
mosiądz; brasses - przedmioty z mosiądzu i miedzi]). Więc pokazaliśmy im odrobinę,
wobec której okazali wielką pożądliwość. Ci 2 Saldańczycy byli znacznie bardziej
krzepcy i rześcy niż Zbieracze ['Strandlopers' - dosł. chodzący po plaży, zwani
także ‘Watermans’, czyli Goringhaikona - lud Khoi-Khoi, który w wyniku walk
plemiennych utracił bydło i utrzymywał się ze zbieractwa i rybołówstwa], którzy
tu z nami codziennie mieszkają, ale jednak tego samego ubioru i mowy mający na
ramionach obręcze z zębów słoni i rogi wplecione we włosy jak kauri u Maldiba [Malajów?] dla
ozdoby, jak również miedziane bransolety i takież blachy wokół szyi i nic
więcej prócz strusich jaj i pora lub młodej cebuli i czosnku, które my także
znaleźliśmy rosnące tu dziko w obfitości i zamierzamy zebrać ich nasiona by
uprawiać je przy forcie, tak jak to zaczęliśmy robić ze szparagami, szczawiem i
gorczycą. 10 do., wiatr i pogoda jak wczoraj.
Rano do fortu przyszedł Herrij z jeszcze 12-14 Saldańczykami których podjęto
łykiem lub dwoma wina i odrobiną tytoniu, a oni nas młodą cebulą i porem
obiecując przyjść w ciągu kilku dni z dużą ilością zwierząt; wybierając się
teraz do swoich towarzyszy by ich powiadomić o nas, że jesteśmy zaopatrzeni w
miedź i tytoń by z nimi handlować; chcieli także przynieść partię zębów słoni i
piżma lub też cybetu (które dali zobaczyć i powąchać) i wymienić na miedź i
tytoń - do czego ich zachęcano z całą serdecznością i dobrym traktowaniem. W
międzyczasie czyniliśmy co w naszej mocy by podnieść obronność fortyfikacji, w
czym już znaczną przeszkodę znowu spowodowała rozpoczynająca się choroba, co,
miejmy nadzieję (nadchodzące zwierzęta [bydło od Saldańczyków]), z
łaski Boskiej ulegnie następnie poprawie. Amen. Dzisiaj wyżej wspomnianych uwięzionych
fugitywów skazano wyrokiem Rady, mianowicie Jana van Leijen, jako prowodyra
ucieczki, na przywiązanie do słupa i (dzięki licznym wstawiennictwom zwolniony
razem z Janem Blanxem od kary śmierci) przestrzelenie kuli nad głową, jak też
Jan Blanx, przewodnik, na przeciągnięcie pod kilem, także sto pięćdziesiąt
batów chłosty, a ponadto razem z Janem van Leijen na dwuletnią banicję podczas
której mają jako niewolnicy w łańcuchach wykonywać podłe i wszystkie inne
brudne prace, a pozostałych Willema Huijtjensa i Gerrita Dircksz. van Eltsen,
którzy dali się zwieść Janowi van Leijen by razem z nim pójść, jedynie na 2
lata banicji w łańcuchach jak poprzednich; a Mistrza Ariena z Mistrzem
Cornelisem z powodu braku dowodów zwolniono z tego, co zostało o nich
powiedziane przez więźniów i razem z Mistrzem Cornelisem wypuszczono z detencji
i przywrócono wolność. 11-ty do., pogoda i wiatr jak
poprzednio. Wyż.wym. wyrok wykonano. 12 do., pogoda i wiatr ut supra [jak wyżej, jak
poprzednio]. Przyszło do nas około 20 Saldańczyków dających do
zrozumienia, że właśnie wyruszają powiadomić o nas swoich towarzyszy by
powrócić razem z bydłem i słoniami, prosząc każdy o strzemiennego i kawałek
tytoniu, który otrzymali a także po łyku wina i serdeczną zachętę by przyszli
do nas prędko z bydłem i wszystkim co mają, jako że mamy dla nich dość miedzi i
tytoniu, mogą przybywać bez obawy, wobec czego okazali pożądliwość, i z tego powodu
mamy nadzieję na rychłe powodzenie. Byli oni bardzo pożądliwi wobec chleba,
którym chętnie byli częstowani, i wiele przyjaźni można w ten sposób nawiązać,
lecz obecnie tenże już nam się kończy i trzeba będzie prędko zmniejszyć racje,
ponieważ jeszcze przez 4 miesiące nie można się spodziewać odsieczy, ze względu
na to, że jesienne okręty widocznie już przepłynęły, dlatego zamiast tego
zostali oni zaszczyceni trochę większą ilością tytoniu; lecz powinno być tu
trochę więcej chleba, ryżu i araku rocznie, zauważyliśmy, że może ich to do nas
mocno przyciągnąć i uczynić nam oddanymi; zważywszy szczególnie również na to,
że ciągle krzyczą iż Anglicy im ofiarowują całe worki z chlebem i dużo tytoniu
i całe dzbany araku i wina - dlatego powinniśmy więcej przedsięwziąć by
Anglików w tym pokonać i stać się milszymi dla tego narodu, tak więc chcemy ich
odciągnąć z lądu do nas, bo przecież inaczej nie zdobędzie się zwierząt, które
najwidoczniej wyniosą tak niewiele, że będzie można sobie pozwolić na
poświęcenie odrobiny chleba, tytoniu i wina lub araku. 13 do., brzydko, deszczowo i
wietrznie z zachodu. Spożyto dziś pożegnalny posiłek ze zwierzchnikami jachtu [Goede Hoope]
(szykującymi się do podróży), wszystko z wyhodowanymi tu na Przylądku kurami,
nowym zielonym groszkiem, szpinakiem, trybulą, zieleniną, szparagami grubymi na
palec i sałatami zawiązanymi tak mocno jak kapusta, każda główka ważąca grubo
1¼ funta, kapusta i korzenie zaczynają ładnie rosnąć, ale rzepa zasiana w nowym
tłustym [chodzi
o glebę]
ogrodzie i ładnie wcześniej wschodząca już 2 razy została zniszczona, za co
winę przypisujemy cebulce włosowej ['haerwortel' - niejasne, prawdopodobnie
chodzi o pełzającą roślinę] (której jest tu pełno). Jednak w
piaszczystym ogrodzie pod samym fortem rzepy rosną nienajgorzej, niektóre są
nawet wielkości małej piłki do tenisa ręcznego ['kaatsspel' - holenderska gra skórzaną,
wypełnioną końskim włosiem piłką wielkości średniego ziemniaka]. Tu się
prawdopodobnie udadzą wszystkie owoce, jeśli tylko pozwoli się ziemi trochę
poleżeć, skopie się ją 5-6 razy i nawiezie obornikiem. Także jęczmień (garść
wysiana po naszym przybyciu tutaj) wypuszcza piękne, tłuste kłosy, i pszenica
jak dotąd przedstawia się również ładnie, z którą zdobywszy doświadczenie mamy
nadzieję osiągnąć sukces jeszcze przed przybyciem floty powrotnej [okrętów
powracających z Indii do Holandii]. aneks -
późniejsze fragmenty dziennika dotyczące dalszych losów
ukaranych zbiegów styczeń
anno 1653 Primo
dito, Nowy Rok, <…> Dzisiaj,
ze względu na liczne wstawiennictwa i po obietnicy poprawy uwolniono z
łańcuchów osoby Gerrita Dircksz., Jana Blanxa i Willema Huytjensa, które były
im przysądzone na dwa lata, ponieważ zostali uprzednio uznani za fugitywów. <…> luty anno 1653 21 dito,
<…> Dzisiaj
doniesiono, że cielę (wczoraj zaginione ze stada) nie zostało zgubione, tylko
zarżnięte przez Jana Blanxa i Willema Huytjensa, byłych fugitywów zwolnionych z
łańcuchów za obietnicą dobrego zachowania, w lasku na wydmach za Górą
Leeuwenbergh [Lwia
Góra],
gdzie sami jeszcze odnaleźliśmy 2 garnki i ich paleniska. Wezwawszy ich dzisiaj
na przesłuchanie zrozumiano od nich i od innych, że popełnili to nie tylko
teraz, lecz wielokrotnie wcześniej za wiedzą strażników krów i owiec, jeden
czasem pozwalał zarżnąć cielę, a drugi z kolei znów czasem owcę, jak można
wnioskować z zeznań i informacji zebranych dzisiaj, dlatego ich także zakuto w
kajdany. Jednakże ze względu na potrzebę pracy nad fortyfikacjami Kompanii (do
której jest mało zdrowych) a ci byli najbardziej krzepcy, zdecydowano zwolnić
ich w ten poniedziałek za poręczeniem i kontynuować pracę do nadejścia floty z
Indii, by potem znów wziąć ich sprawę i zdecydować, aby wyż.wym. praca
ucierpiała jak najmniejszą zwłokę. <…> marzec
<anno> 1653 Adij, primo dito, piękna, słoneczna
pogoda, ciepło. Ubiegłej nocy znów ukradziono z ogrodu partię korzeni. Jan van
Leijen, zwany inaczej Janem Verdonck van Vlaenderen, były fugityw a obecnie
lepiej się sprawujący, doniósł nam, że Pieter Artensz. strażnik krów i Roeloff
Hendricksz. strażnik owiec, z Janem Blanxem, Willemem Huytjensem i Gerritem
Dircksz., także byłymi fugitywami, i którzy teraz ostatnio zawinili kradzieżą
krów i owiec, za co zostali aresztowani i znów zwolnieni za poręczeniem,
zdecydowali w pięciu dziś (lub najpóźniej jutro) wieczorem uciec na jednej z
szalup i z kilkoma owcami, do czego jego, Jana van Leyen, zaprosili jako
szóstego, z zamiarem zawładnięcia galeotą [jednomasztowiec] i wyruszenia na
niej. Za czym 3 pryncypałowie, mianowicie Jan Blanx, Willem Huytjens i Gerrit
Dircksz., z przyjacielską pomocą na czas dostali galeotę i znów ich zamknięto,
tak samo zamierzano uczynić powyższe z Pieterem Martensz. i Roeloffem
Hendricksz. (będącymi w polu z krowami i owcami na wypasie), lecz gdy posłano
po nich by do nas przyszli z pola, najwyraźniej coś zwęszyli, prawdopodobnie za
podszeptem własnego sumienia, tak więc zamiast przyjść do nas wzięli nogi za
pas; a przeliczywszy wieczorem owce stwierdzono brak 6, które widocznie ukryli
gdzieś w lesie i uwiązali dla swoich planowanych brudnych celów. Toteż wysłano
kilku żołnierzy za wzmiankowanymi osobami, lecz nie udało się ich odnaleźć. <…> Niedziela,
2 dito, <…> Wspomnianych
2 zbiegłych łotrów wyniosło dziś w nocy sporą część korzeni z ogrodu; toteż
znów posłano za nimi żołnierzy, lecz ci nie zdołali ich odnaleźć. <…> 10
dito, <…> Pod
wieczór 2 zbiegłe osoby, Pieter Martensz. i Roeloff Hendricksz., z głodu
powróciły do fortu, gdzie zostały aresztowane. <…> 14
ditto, <…> I dzisiaj więźniowie zostali poddani egzaminacji przez
upoważnionych i przesłuchani podczas interrogatorium. 15
ditto, pogoda i wiatr jak wcześniej. Dalej przesłuchiwano wzmiankowanych
więźniów i zdobyto trochę więcej informacji. Pod wieczór zaczęło całkiem mocno
wiać z pd.-zachodu. <…> 19
dito, rano bardzo ładna pogoda, dziś komandor [nie Van Riebeeck, a Demmer]
i Szeroka Rada [Breden Raadt]floty powrotnej zeszli na ląd i przy tym bardzo
łaskawie skazali złodziei krów i owiec, mianowicie 3 zrzuceniem z rei, stoma
batami chłosty i rokiem w łańcuchach, a 2 również zrzuceniem z rei, 60 batami i
½ roku banicji i podłej pracy w łańcuchach. <…> 21
dito, <…> I powyższy wyrok został wykonany. Jan van Riebeeck, Daghregister gehouden by den oppercoopman Jan Anthonisz van Riebeeck, Kaapstad, 1952-57, część I, pp.60-73, 111-112, 127-131 tłumaczenie - zuzanna morawiecka |
JESIEŃ 2005 str. 1 wędrowiec © dziennikarze wędrowni |